Zamknij

Opera to wyśpiewanie własnej duszy

14:51, 23.07.2018 Karolina Smęda-Drzycimska
Skomentuj

Z Łukaszem Karaudą, wybitnym śpiewakiem operowym, rozmawia Karolina Smęda-Drzycimska.

Śpiewak operowy - kiedy ten sposób na życie "zagrał" w Pańskiej duszy?
- Od zawsze uwielbiałem śpiewać. Już jako pięciolatek występowałem w kościele. Potem, jako nastolatek, śpiewałem różne kawałki muzyczne: gospel (wtedy mało kto słyszał o tym gatunku muzycznym), pop, a nawet jazzowe standardy. Później była szkoła muzyczna w Łodzi, gdzie realizowałem się jako wokalista. Tam nauczyciele utwierdzili mnie w decyzji, by podążyć tą drogą. Pod koniec liceum muzycznego oznajmiłem rodzicom, że chcę studiować na wydziale wokalno-jazzowym w Akademii Muzycznej w Katowicach. Wtedy mój ojciec, który jest po wydziale wokalnym, zachęcił mnie do śpiewu operowego. Poszedłem do Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. W tym czasie nie wiedziałam zbyt wiele o tego rodzaju muzyce, ale wraz ze studiami i po kilkuletnim pobycie w Royal Welsh College of Music and Drama w Cardiff, gdzie otrzymałem stypendium Królowej Elżbiety, odkryłem piękno opery i sztuki aktorskiej. Bo opera to także umiejętność pokazania emocji, wyśpiewania własnej duszy.

Muzyka była obecna w Pana domu rodzinnym?
- Naturalnie. Mój ojciec przez wiele lat śpiewał muzykę gospel i odnosił na tym polu wiele sukcesów, głównie poza granicami naszego kraju. W domu muzyka była od zawsze, od zawsze był śpiew, nie było dnia, bym jej nie słyszał. Od dziecka wychowywano mnie w takiej atmosferze. Mama zachęcała mnie do czytania książek, tato do śpiewu. Przyznaję, że dzięki ich miłości i cierpliwości dziś jestem tym, kim jestem. Zawsze we mnie wierzyli i wspierali mnie. Dziękuję również Bogu za dar, który mi ofiarował; czuję się zobowiązany dzielić się nim z innymi ludźmi. Zresztą od wielu lat to robię, śpiewając charytatywnie, choćby na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka.

Czy pamięta Pan swój pierwszy występ?
- Oczywiście, takich chwil się nie zapomina. Była to sala koncertowa w Państwowej Szkole Muzycznej im. Henryka Wieniawskiego w Łodzi, gdzie jako siedmiolatek wystąpiłem na koncercie, grając solowe utwory na fortepianie. Przeżycie bezcenne! Natomiast jako profesjonalny śpiewak operowy najbardziej przeżyłem swoją rolę w "Traviacie" G. Verdiego na Glyndebourne Festival w Anglii - w operze, gdzie każda produkcja jest nagrywana i emitowana na cały świat. To było wielkie wyróżnienie i niezapomniane przeżycie!

Był Pan stypendystą Królowej Elżbiety, śpiewał dla księcia Karola. Czy jest różnica w kształceniu muzycznym w Polsce i zagranicą?
- Ten rozdział w moim życiu nazywam "czasem wielkiej rzeźby" i wejściem na tzw. salony. To niewątpliwie cudowna chwila reprezentować międzynarodową, prestiżową uczelnię, jaką jest Royal Welsh College of Music and Drama w Cardiff, i śpiewać dla samego księcia Karola. Niewiele osób może pochwalić się takimi koncertami. Już wielkim osiągnięciem był fakt ukończenia uczelni (uczyli się tam na wydziale aktorskim Katherine Zeta-Jones, czy Anthony Hopkins), nie mówiąc o tym, że studiowałem tam zupełnie za darmo, właśnie dzięki królewskiemu stypendium. Tam nauczyłem się sztuki interpretacji, śpiewu pełnego uczucia i aktorskiej strony pokazania roli. W Polsce nie ma to aż takiego znaczenia, ważne żeby śpiewać - im głośniej, tym lepiej. A przecież nie tylko o to chodzi.

Natomiast plusem polskiego szkolnictwa jest fakt, że są to studia bezpłatne, na których kształci się dosłownie kilkanaście osób rocznie. U mnie w Akademii Muzycznej w Łodzi na roku było 15 osób. W tygodniu miałem dwie lekcje śpiewu i dwie godziny z pianistą. Studenci w Anglii płacą mnóstwo pieniędzy za studiowanie na uczelni wokalnej. W tygodniu mają tylko jedną godzinę śpiewu za darmo, a za wszystkie dodatkowe lekcje muszą zapłacić. Jeżeli studenci chcą ćwiczyć z pianistą, muszą sami zadbać o te lekcje i za nie dodatkowo płacić. Aby uzyskać tytuł magistra, trzeba studiować przynajmniej 3 lata, ewentualnie 2,5 roku, jeżeli student się spręży. Jeden semestr w takiej szkole kosztuje ok. 15 tys. funtów. Jest to dużo pieniędzy, nawet dla dobrze zarabiających Anglików. Niewątpliwie jest to największy minus studiowania za granicą. Natomiast poziom nauczania i możliwości promocji swojego talentu są zagranicą na najwyższym poziomie. Jeśli jesteś zdolny, uczelnia zafunduje ci studia.

7 września o godzinie 19.00 w Sali Miejskiej przy ulicy Dąbrowskiego 8 w Pile odbędzie się Pański koncert, szykuje się więc prawdziwa muzyczna uczta. Jakie utwory będziemy mogli usłyszeć?
- Będzie to dla mnie wielka przyjemność śpiewać dla pilan. Chciałbym podarować im najpiękniejsze, najbardziej znane i kochane przez publiczność arie operowe i operetkowe, piosenki musicalowe, a także standardy muzyki gospel. Nie zabraknie takich utworów, jak aria Torreadora z opery "Carmen", "Amazing Grace" - znana pieśń gospelowa, "Nearer My God to Thee", "Śnić sen, najpiękniejszy ze snów", "Can’t Help Falling in Love", "Never Walk Alone", czy "Gdybym był bogaczem" z musicalu "Skrzypek na dachu". Będzie to liryczna, pełna emocji i ekspresji wspólna podróż po najpiękniejszych zakątkach muzyki. Nie może tam Państwa zabraknąć! Zapraszam serdecznie!

Dziękuję za rozmowę.

(Karolina Smęda-Drzycimska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%