Zamknij

Antoni Styrczula: Samotność w chorobie

11:15, 19.02.2018 Antoni Styrczula
Skomentuj

Czesław Ślezak, zmagający się też z chorobą nowotworową, umieścił na profilu fejsbukowej grupy "Drugie życie po raku" następujący wpis: "Tam w poczekalniach centrum onkologii kolejny raz doświadczyłem, jak ludzie wobec choroby nowotworowej zostają sami z sobą, mimo że wokół są najbliżsi. Jeśli są".

Znam to uczucie, choć w moim przypadku jest to samotność podyktowana świadomym wyborem wynikłym z niewyrażalności tego, co czuje ktoś realnie zagrożony śmiercią i niemożności przełożenia tego na język ludzi zdrowych. Bo co mam im odpowiadać kiedy pytają: "jak się czujesz?". Mogę im odpowiedzieć, że dobrze albo fatalnie. Banalne. Opisać, że boli mnie tu czy tam. Banalne. Opowiedzieć o zabiegach, lekach, planowanych terapiach, itd. Banalne. Zasygnalizować potrzeby albo ich brak.

Muszę używać prostych, zrozumiałych dla nich słów, bo tylko takie są w stanie zrozumieć. Nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że żyją w świecie równoległym, który na poziomach poznawczym i emocjonalnym diametralnie różni się od świata osoby dotkniętej chorobą nowotworową. Jak bowiem przełożyć na ich język, że "ze strachu krzyczy każda komórka mojego ciała" lub wytłumaczyć tak, by zrozumieli, jak bardzo czasami bolą mnie ich słowa. Nie chodzi o treść, ale sam dźwięk wypowiadanych słów raniących słuch i świadomość. Każde słowo jest jak igła wbijana w ciało. Wywołuje potworny ból i już nie chcesz, by ktokolwiek cokolwiek mówił.

Wiem , że czynią to, zwłaszcza najbliżsi, z troski, ale jak - nie raniąc ich - powiedzieć im, żeby już przestali mówić? Kiedy im to mówisz czują, że ich odpychasz i jeszcze bardziej ich to boli. Podwójnie, bo z jednej strony martwią się o mnie i chcieliby mi pomóc, z drugiej, bo czują, że nie mają wstępu do mojego świata, że są z niego wykluczani.

Bardzo też często w komunikacji z rodziną muszę stosować specyficzną autocenzurę. O wielu rzeczach nie mówię lub mówię niewiele, bo zdaję sobie sprawę, że wszystko co powiem wywołuje określone reakcje emocjonalne. Raz jest to gniew. Innym razem złość czy strach. Powstaje błędne koło, swego rodzaju komunikacyjna pętla. Ja przestaję mówić. Rodzina, przyjaciele, znajomi myślą, że ich wykluczam. Czują się odtrąceni i mają do mnie o to pretensje. Dlatego uważam, że samotność chorego dotkniętego chorobą nowotworową jest immanentną cechą procesu chorobowego. Czasami - jak ja - wybiera ją świadomie. Niekiedy dzieje się to podświadomie. Chory sam się wyłącza przytłoczony nadmiarem informacji, skrajnych emocji czy innych bodźców zewnętrznych. Wtedy - i jest to mój apel do zdrowych - uszanujmy to. Nie zadręczajmy chorego naszą paplaniną. Ponawianymi co chwilę pytaniami: "a jak się czujesz?". Przecież można komunikować się niewerbalnie. Wystarczy uśmiech, dotyk, przytulenie, współodczuwanie. Dzięki nim chory wie, że jesteście z nim.

Cały artykuł  za kilka dni w nowym numerze naszego miesięcznika.

Leczenie Antoniego Styrczuli można wesprzeć wpłatami na konto bankowe: Millennium Bank 98 11 60 22 02 00 00 0000 77 20 94 88.

(Antoni Styrczula)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%