Clubbing Misiewicza - uboczny efekt dojnej zmiany

Znów głośno o 27-letnim Bartłomieju Misiewiczu, który bawił ostatnio w Białymstoku z okazji otwarcia tam punktu informacyjnego dla kandydatów do służby w Wojskach Obrony Terytorialnej.

Bawił to chyba najlepsze określenie. Według prasowych relacji, rzecznik MON zajechał pod klub WoW luksusowym BMW w towarzystwie ochroniarza, a potem robił za prawdziwą gwiazdę: szastając setkami złotych stawiał kolejki w barze, z lubością pozował do zdjęć, nagabywał DJ'a, by ten ogłosił ze sceny, kto odwiedził klub, próbował podrywać studentki, a w przerwie na papierosa oferował pracę w ministerstwie.

Joanna Lichocka, obecnie posłanka PiS, a kiedyś „niezależna” dziennikarka, tłumaczy to tak: „Misiewicz jest młody. Odbiło mu. Woda sodowa nie wybiera wyłącznie Platformy, wybiera też młodych chłopaków, którzy ciężko pracowali za darmo przez kilka lat i teraz stali się asystentami bardzo ważnego ministra”.

Jeszcze słowo, dwa i niewykluczone, że clubbing Bartusia byłby, wedle Lichockiej, winą Tuska. A tak to tylko mały uboczny efekt dobrej, dojnej zmiany.