Minister od zdrowego sumienia

"Jako lekarz nie przepisałbym pacjentce pigułki dzień po" - wyznał minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Dopytywany przez dziennikarza, czy przepisałby taką pigułkę zgwałconej pacjentce, odpowiedział: "Nie przepisałbym, skorzystałbym z klauzuli sumienia".

To że Konstanty Radziwiłł zasłania się klauzulą sumienia jako lekarz, to jego sprawa. Ale jest też ministrem zdrowia, który - niestety - nie potrafi swoich osobistych przekonań oddzielić od pełnionej funkcji. Co gorsze, wbrew wiedzy medycznej, wedle której pigułka ellaOne nie dopuszcza do zapłodnienia, Radziwiłł traktuje ją jako tabletkę poronną. Rozpowiada też - bez jakiegokolwiek podparcia się wiarygodnymi danymi i wbrew temu, co wynika z wizyt w aptekach - że „mamy do czynienia z sytuacjami, gdzie dziewczynki przyjmują tego typu środki kilka razy w ciągu miesiąca”. Nic dziwnego, że taki poseł Suski plecie potem przed kamerami, że pigułka „dzień po” to „pigułka śmierci”.

Minister Radziwiłł twierdzi, że dostępność pigułki ellaOne wyłącznie na receptę przywróci normalność w jej dystrybucji. Wychodzi na to, że niemal cała reszta zachodniej Europy jest w tym względzie nienormalna, bo w większości państw UE pigułkę sprzedaje się bez ograniczeń wiekowych. Porozumiano się na ten temat nawet w konserwatywno-katolickich Włoszech, gdzie jest ona dostępna bez ograniczeń prawnych dla osób powyżej 18. roku życia.

To smutne, że w Polsce o tak ważnej sprawie decyduje zapatrzony w siebie państwowy urzędnik, dla którego własne widzimisię jest ważniejsze od pacjenta, oraz kilka kaszalotów płci przeciwnej, na które potencjalny gwałciciel nie spojrzałby nawet po pijaku.