Zamknij

Kaczory zasłużyły na miejskość

09:35, 17.07.2021 Rozmawiał: Mariusz Szalbierz
Skomentuj

Rozmowa z Brunonem Wolskim, wójtem gminy Kaczory.


Minęło 35 lat, od kiedy jest Pan włodarzem gminy Kaczory. Jakie wówczas były Kaczory?
- Miały niecałe półtora tysiąca mieszkańców. Było kilka ulic - Dworcowa, Pilska, Śmiłowska, Kościelna, Górna, Rzadkowska… Nie było jeszcze osiedla w stronę Równopola, tylko puste pole, a z drugiej strony - od stacji kolejowej w kierunku Piły - również puste pola i las. Dzisiaj miejscowość jest dwa razy ludniejsza. Tamtych Kaczor młodzi mieszkańcy już nie pamiętają, a starsi wiedzą, jak bardzo się zmieniły.

Kaczory przez długie lata były postrzegane jako taka wieś na uboczu, niby niedaleko od Piły, a jednak gdzieś tam za lasem. Uznaliśmy, że tak nie może być, że trzeba stworzyć mieszkańcom warunki nie gorsze, niż mają miastowi. Wtedy - 4 kwietnia 1986 roku, gdy wybrano mnie na naczelnika - miałem już swoje wyobrażenie, jak to wszystko powinno funkcjonować. Za największą bolączkę uważałem zbyt wolny rozwój gminy. Wszystko szło bardzo ślamazarnie, a mnie marzyło się, żeby lepiej wykorzystać fundusze gminne, narzucić szybsze tempo rozwoju, stworzyć mieszkańcom lepsze warunki do życia. Od razu przystąpiliśmy do telefonizacji. Gdy kończyliśmy wodociągowanie, mówiłem już o tym, że trzeba szybko gminę skanalizować i zgazyfikować, pobudować nowe szkoły, modernizować przedszkola a w Kaczorach zbudować nowe, pobudować ulice. To było mistrzostwo świata, żeby tyle inwestycji prowadzić naraz. Obłęd, tyle się tego działo! Wielu przyjmowało to jako moje fanaberie. Niektórzy moi współpracownicy łapali się za głowę, co ja tu wymyślam, że to kompletna utopia!

Łapali się za głowy także później, przy kolejnych inwestycjach…
- O tak! Toczono czasami prawdziwe "boje"! Dość przypomnieć, jak wielki był opór w sprawie budowy drogi do Piły. Teraz nie znajdzie się nikogo, kto byłby jej przeciwny, bo jest to jednak wydatny skrót, ledwie 6 kilometrów. Albo rondo w Kaczorach. Ile na temat było gadania! Co oni tam wymyślili z tym rondem, przecież samochody się nie zmieszczą! A wcześniej na tym skrzyżowaniu kierowcy jeździli na chybił-trafił. Jest rondo i nikt już na to nie narzeka. Albo kiedyś - po co samorządowi przejmować przedszkola? Zlikwidować i kłopot z głowy!

Niejednokrotnie docierały do nas (pracowników urzędu, radnych sołtysów, do mnie) głosy: co ten Wolski znów chce? A my tę swoją wizję równomiernego rozwoju gminy konsekwentnie realizowaliśmy. Wyśrubowaliśmy podatki to na pewno nie była popularna decyzja, ale ludzie rozumieli, że inaczej się nie da, jeśli chcemy coś zrobić. Oczywiście byli i tacy, którzy straszyli, że zarżniemy finansowo gminę, że zbankrutujemy. Nic takiego się nie stało, a jako pierwsi w Wielkopolsce - i na pewno jedni z pierwszych w kraju - mieliśmy do każdej miejscowości doprowadzone wszystkie media. Sięgaliśmy po to, co się dało - fundusze przedakcesyjne, kredyty, pożyczki. Napisaliśmy trzy wnioski, sądziłem, że jeden będzie załatwiony pozytywnie, a była zgoda na wszystkie. Więc należało zakasać rękawy - i do roboty!

Ale czasami trzeba było się postawić. Może na moim miejscu niektórzy by zrezygnowali - skoro jest opór społeczny, dla świętego spokoju machnęliby ręką. Tak przecież mogło być z pływalnią "Relaks". Organizowano pikiety, donosy szły gdzie tylko się dało, a kontrola goniła kontrolę i to na każdym z etapów, od planowania inwestycji po jej realizację. Prawdę mówiąc do dziś nie wiem, z czego ten opór wynikał. Nawet część moich kolegów samorządowców - oczywiście spoza gminy - patrzyła na nasz pomysł sceptycznie. Mówili: "Będziemy was obserwować, czy się nie wyłożycie". I choć ten cały szum wokół inwestycji był mocno niekomfortowy, byliśmy przekonani, że budowa pływalni to słuszna decyzja. Od prawie ośmiu lat mamy pływalnię na miejscu, nie trzeba jeździć do Piły. Przecież to świetna sprawa, że w niedużej miejscowości mieszańcy mogą z takiego obiektu korzystać. Że trzeba do niego dopłacać? Po to ludzie płacą podatki, by samorząd coś z tymi pieniędzmi dla nich zrobił, coś fajnego im zaoferował. Pływalnia to prezent, z którego mieszkańcy mogą do woli korzystać.

Ta pływalnia, która miała być szczytem naszych przedsięwzięć inwestycyjnych, stała się motywacją do dalszych działań. Choćby modernizacji i rozbudowy oczyszczalni ścieków za 8,5 miliona złotych. Potem do budowy sieci ścieżek rowerowych, które docelowo połączą najważniejsze miejscowości. Wszystko po to, by stworzyć naszym mieszkańcom przyjazne miejsce do życia, z wszystkimi dobrodziejstwami. To taki nasz lokalny efekt wspólnego układania sobie relacji międzyludzkich w ramach gminy. Tu jednoosobowo nikt niczego nie dokona - jakość życia mieszkańców to suma pracy zbiorowej, w której aktywnie uczestniczą radni, sołtysi, rady sołeckie, wójt i pracownicy urzędu, lokalni liderzy.

Czuje Pan zadowolenie z tego, co przez lata osiągnięto?  
- Mam satysfakcję, że to, co sobie kiedyś na starcie założyłem, udało się zrealizować. Ale niewątpliwie znaczenie miał również fakt, że byłem na stanowisku kilka kadencji, że była ciągłość działania i planowania. To wszystko szło z marszu i nie kończyło się wraz z końcem kadencji. To zawsze była wizja na dłuższy czas, niż cztery lata. Stąd uważam, że wprowadzona dwukadencyjność to błąd. Od 2002 roku wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast wybierani są w wyborach bezpośrednich. Mieszkańcy wybierają także radnych, sołtysa, rady sołeckie. Ci ludzie później ze sobą współpracują, no bo jakże inaczej? Każdy wójt czy burmistrz tę współpracę stara się ułożyć sobie jak najlepiej. Ale to że ją sobie układa nie oznacza, że tworzy jakieś podejrzane układy, kliki, sitwy. W samorządach działamy przy otwartej kurtynie. I tę naszą działalność wyborcy bezwzględnie weryfikują. Skoro wójtowie pracują dwie i więcej kadencji, to znaczy, że mają akceptację mieszkańców. Dla mnie jest wielką osobistą satysfakcją to, że tyle razy wygrywałem wybory i to z 70-procentowym poparciem. A przecież lata mijają i przy urnach nie są to wciąż ci sami ludzie; jedni przychodzą, inni odchodzą... Z takim zaufaniem mieszkańców można działać! A jeszcze jak jest wsparcie w radzie - a ono jest niezmiennie od lat - to można sobie stawiać wysoko poprzeczkę.  

Jednak wybory to za każdym razem wielka niewiadoma...  
- Oczywiście. Czy ja miałem kiedykolwiek gwarancję, że zostanę ponownie wybrany? Nigdy w życiu! Takiej pewności nie było i nigdy nie będzie. Człowiek zawsze poddaje się osądowi wyborców i to jest najbardziej wiarygodna ocena jego pracy. I choć moi przeciwnicy chwytali się najprzeróżniejszych - nieraz bardzo brzydkich - metod, to nie znaleźli posłuchu. Ludzie sami widzieli, jak pracuję, jak układam sobie relacje z mieszkańcami. Dlatego to wyborcy - a nie odgórnie politycy - powinni decydować o tym, czy chcą wójta, burmistrza na jedną, dwie, czy na więcej kadencji.  

A wracając do Pańskiej satysfakcji…
- Dzisiaj jesteśmy w takiej sytuacji, że możemy sobie pozwolić na - jak ja to nazywam - "inwestycje plus". Czyli takie, które dają już mieszkańcom pewien luksus bytowania. Oczywiście, były głosy, że niekiedy były to inwestycje na wyrost, jak choćby wspomniana pływalnia… Ale czy zawsze musi być tak, że ludzie ze wsi jeżdżą do miasta na basen? A dlaczego basen nie może być u nich? A dlaczego nie mieliby z miasta przyjeżdżać do nas? Albo przebudowa domu kultury. Przecież mogliśmy zrobić zwykły remont, a rozbudowaliśmy cały obiekt, w zasadzie zbudowaliśmy go od podstaw i to wyłącznie za własne pieniądze, czyli za grubo ponad 2 miliony złotych. Teraz jest to prawdziwe centrum kultury w naszej gminie.    Takimi inwestycjami "na plus" są też ścieżki rowerowe, czy skróty drogowe Morzewo-Rzadkowo, Dziembowo-Kaczory, Śmiłowo-Brodna, przeznaczone dla lekkich samochodów i rowerów. Można powiedzieć, że bez pływalni czy ścieżek rowerowych da się żyć. I gdybyśmy patrzyli na gminę tylko krótkowzrocznie, można by taką tezę postawić. Ale my przed laty - realizując kompleksowo kanalizację, gazyfikację, wodociągi - stworzyliśmy solidne fundamenty pod to, by w przyszłości budować coś także na miarę marzeń. To luksus? A czemu tego luksusu nie mieliby zaznać mieszkańcy wsi? 

A co dalej, jakie plany?
- Teraz mamy niski poziom zadłużenia, co już samo w sobie jest sygnałem, że trzeba wyjść z jakimś nowym pomysłem. Chcemy bardziej ukierunkować nasze działania w stronę turystyki, by przyciągać ludzi do wypoczynku nad naszymi jeziorami. Zbudowanie ścieżek rowerowych spowodowało, że mieszkańcy kupują rowery i jeżdżą po tych ścieżkach, inni spacerują. To jest piękne, że pobudziło to ludzi do aktywnej formy relaksu. Chcemy im tę ofertę jeszcze bardziej urozmaicić. 

Gminny Ośrodek Kultury zorganizował niedawno imprezę nad jeziorem Kopcze z okazji Dnia Dziecka. Pierwszą pod gołym niebem po zluzowaniu obostrzeń epidemicznych. Udała się znakomicie! Po jeziorze pływały kajaki, ustawiała się do nich kolejka rodziców z dziećmi. To był budujący widok, serce rosło! Widać, że ludzie też czegoś takiego oczekują. 

Pragnę w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że nigdy byśmy tego wszystkiego nie osiągnęli bez aktywności mieszkańców. Nie byłoby tych efektów, gdyby wójt i pracownicy urzędu nie mieli należytego wsparcia w radnych, sołtysach i radach sołeckich, Kołach Gospodyń Wiejskich, działaczach sportowych, strażakach, przedstawicielach różnych organizacji. Bo to my wszyscy razem nadajemy ton tej samorządowej aktywności. I to nasze wspólne działanie przynosi wymierne efekty.

W tej ocenie musi też paść słowo "integracja". Bo jest to ważne słowo-klucz, do którego przykładamy ogromną wagę. Od ponad dwudziestu lat corocznie spotykaliśmy się na turniejach wsi (teraz zawieszonych z powodu pandemii), które były okazją do wesołej rywalizacji, dobrej zabawy, a przede wszystkim do zacieśniania więzi między mieszkańcami poszczególnych sołectw. Bardzo nam na takich serdecznych kontaktach zależy. Przecież nie żyjemy w jakichś różnych światach, lecz w tym naszym małym, gminnym świecie, który wspólnie sobie urządzamy.

Chcę też zaznaczyć, że przez te lata nigdy nie słyszałem, by ktoś powiedział: oni to zrobili. Nasi mieszkańcy mówią: my to zrobiliśmy. Nie ma "onych", jesteśmy "my". Jesteśmy szanująca się i współpracującą z sobą wspólnotą gminną. A fakt, że kończyła się jakaś kadencja, nigdy nie miał wielkiego znaczenia. Bo tak naprawdę nic nowego nie zaczynało się wraz z jej początkiem, ani też nic się nie kończyło. To co realizowaliśmy było kontynuacją podjętych wcześniej działań, a często wizji rozpisanych na lata. Bo właśnie w takiej perspektywie należy traktować przedsięwzięcia podejmowane w samorządzie.

A jak gminę Kaczory postrzegają z zewnątrz długoletni partnerzy z niemieckiej gminy Wabern?
- To gmina zbliżona wielkościowo do naszej. Nie zapomnę, jak nasi goście wyznali, że wybierając się po raz pierwszy w odwiedziny do nas sądzili, że jadą na jakiś dziki wschód. Tak szczerze mi powiedzieli. Tym, co zobaczyli u nas, byli autentycznie zauroczeni! Nie spodziewali się, że pod każdym względem rozwoju infrastruktury im dorównujemy.

Dzisiaj, gdy jeżdżę po Polsce, to oczywiście wszędzie coś się dzieje, budowane są sieci kanalizacyjne, gazociągi, nowe drogi. Tak dzieje się praktycznie w każdej gminie, tyle że u nas zaczęło się to dwadzieścia lat wcześniej. Cieszę się, że jesteśmy gminą na pokaz, bo takich gmin naprawdę nie ma wiele w kraju. To nie żadne zadufanie, ale stwierdzenie faktów.

Pamiętam też wyjazd do Francji, którego celem było zaznajomienie się z działalnością tamtejszych samorządów. A tam prawie wszędzie mer - to mi się pierwsze rzuciło w oczy - mała miejscowość, a jest miasteczkiem. I w każdej rządzi mer. No to fajnie się im żyje, pomyślałem wtedy. Ale ci merowie przyjechali potem do Wielkopolski podejrzeć, jak to funkcjonuje u nas. I przy okazji odwiedzili naszą gminę. Byli zafascynowani jej położeniem - jeziora, las odgradzający od Piły, urozmaicony teren polodowcowy, wyniosłe pagórki morenowe, płaskie jak stół łąki. I to wszystko w jednym miejscu, w zasięgu wzroku, na wyciągnięcie ręki! My tutaj na miejscu często nie zdajemy sobie sprawy z tych wyjątkowych walorów przyrodniczych, bo się do nich przyzwyczailiśmy, są dla nas czymś normalnym, powszednim. Niektórzy zwracali się do mnie per burmistrz, ja na to, że jestem wójtem, że Kaczory to wieś. Byli zdziwieni! Może to też w jakimś stopniu wpłynęło na to, że postanowiłem podjąć temat i rozpocząć procedurę uzyskania praw miejskich. 

No właśnie - skąd ta inicjatywa zmiany statusu miejscowości?
- Długo się z tym tematem mierzyłem, dyskutowaliśmy w różnych gremiach, z naszymi sołtysami, pracownikami urzędu no i przede wszystkim z mieszkańcami gminy. Czy warto czy nie, bo przecież wieś również może fajnie funkcjonować. Ale miasto to jednak inny prestiż. Doszliśmy do wniosku, że ta miejskość jest Kaczorom potrzebna, że zwyczajnie mieszkańcy na nią zasłużyli. Nie powinniśmy tkwić w takim marazmie, że skoro już wszystko mamy porobione, to możemy sobie spocząć, odpuścić. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Jeśli będziemy miastem, pojawią się nowe impulsy do działania. Każdy będzie się poczuwał do tego, żeby było jeszcze ładniej, żeby jeszcze bardziej tę naszą miejscowość wizualnie dopieścić. Bo ranga miasta do tego zobowiązuje. Władze samorządowe, które tu będą funkcjonować, też będą miały na względzie większy rozwój. No i na te moje rozważania nałożyła się jeszcze pandemia, ten głęboki lockdown. Pomyślałem - trochę na przekór tej smutnej rzeczywistości, jaka nas od wiosny ubiegłego roku otaczała - że zaproponuję ten temat. Nawet nie spodziewałem się takiego fajnego odzewu w miejscowościach naszej gminy. Ludzie ten pomysł poparli. Około 70 procent było na tak. To jest mocne wsparcie społeczne. Byłem też zaskoczony - zresztą nie tylko ja - że pan wojewoda wydał tak szybko, bo już po trzech dniach, pozytywną opinię.

Jeśli sprawa dojdzie do szczęśliwego finału, to nie będą już te same Kaczory, jakie są dzisiaj. Być może w nie tak odległej przyszłości dojdzie do fuzji z Morzewem, Równopolem, później także z Rzadkowem, gdzie w kierunku Kaczor ludzie już zaczynają się budować. Ale bynajmniej nie chodzi o to - i taka idea przyświecała nam od początku - by Kaczory były dużą miejscowością, by na siłę napędzić tu ludzi, kusząc atrakcyjnymi działkami. Wręcz przeciwnie - tak prowadziliśmy rozwój budownictwa, by zachować ów niepowtarzalny charakter Kaczor. Ten rozwój miejscowości był świadomie kontrolowany właśnie po to, by nadmiernie jej nie rozbudowywać. To zresztą dotyczy nie tylko Kaczor, ale na przykład także Jeziorek. Jeziorki są urokliwe, bo są małe. Dbamy o to, by nie przesadzić, by nie zatracić specyfiki naszych miejscowości.

Czy remont Urzędu Gminy ma coś wspólnego z planami dotyczącym uzyskania praw miejskich?
- Nie szykowaliśmy tego "pod miasto". Decyzja o modernizacji siedziby Urzędu Gminy została podjęta już wcześniej i dopiero po jakimś czasie zbiegła się z inicjatywą wystąpienia o prawa miejskie. Budynek został odnowiony zewnętrznie, jego nowy wizerunek koresponduje z elewacją Gminnego Ośrodka Kultury. Następnym etapem będą prace wewnętrzne, chcemy by było tam nowocześnie, z udogodnieniami dla osób niepełnosprawnych.    Wracając do tematu praw miejskich chcę wyraźnie zaakcentować, że nigdy byśmy się go nie podjęli, gdyby nie realizowana od wielu lat filozofia zrównoważonego rozwoju gminy. Każda miejscowość ma to, co jest potrzebne jej mieszkańcom - gaz, kanalizację, wodociąg, dom kultury, drogi, chodniki. O każdą miejscowość równo dbaliśmy, dlatego w każdej równie wygodnie się żyje. Dopiero mając tę świadomość mogliśmy z pełnym spokojem przystąpić do wystąpienia o przyznanie Kaczorom praw miejskich. Uważam, że jesteśmy w pełni gotowi po tę miejskość sięgnąć.

Może zatem mieć Pan wyjątkową szansę - zapewne jako jedyny włodarz gminy w Polsce - przejść od stanowiska naczelnika, przez stanowisko wójta, do stanowiska burmistrza. Czyż może być piękniejsze zwieńczenie zawodowej kariery w samorządzie gminnego szczebla?
- Choć minęło tyle lat, ja się na swoim stanowisku nie zasiedziałem. Nie należę do ludzi, którzy spoczywają na laurach. Zawsze ciągnęło mnie do działania, miałem swój cel, swoją wizję, którą realizowałem - i w tym sensie nic się nie zmieniło. Mieszkańcy widocznie też tego chcieli, skoro tyle razy powierzali mi w wyborach swój głos i swoje zaufanie. Przez te wszystkie lata staram się tak pracować, by ich nie zawieść.

Dziękuję za rozmowę.

(Rozmawiał: Mariusz Szalbierz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

książęksiążę

2 1

Na stoltce to Smliowo. 09:07, 22.06.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

rhrh

1 2

Słoma z obuwia wyłazi, a On do miasta. 10:30, 22.06.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

EdekEdek

3 0

Wieś stanie się miastem , w ten czas dopiero poszybują opłaty i podatki. Włodarzom będzie wciąż mało i zadłużenie budżetu miejskiego gwarantowane. Nie bez powodu gminy przylegające do dużych miast nie chcą jakoś do nich dołączać.Mami się ich obietnicami na kolejną kreskę typu budowa dróg ,doprowadzenie kanalizacji itd 22:10, 22.06.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

rhrh

1 0

Nie wszystko złoto co się świeci. Panu Wójtowi tak planują drogi w gminie, że woda winna płynąć pod górkę. Na nowym asfalcie rosną chwasty. Chodnik z dwudziesto centymetrowym uskokiem. Nie odśnieża chodników, chociaż to Jego obowiązek. Ucieka z sesji, jak radny mówi nie po Jego myśli. Nie wykonuje swoich zarządzeń. Stał się właścicielem gminy przez zasiedzenie? 14:53, 17.07.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%