Zamknij

Pokazali, że tu Polska

11:23, 27.12.2021 Mariusz Szalbierz Aktualizacja: 11:27, 27.12.2021
Skomentuj Mural na ścianie świetlicy przy remizie OSP w Białośliwiu Mural na ścianie świetlicy przy remizie OSP w Białośliwiu

27 grudnia 1918 roku, nazajutrz po płomiennym przemówieniu Ignacego Jana Paderewskiego, w Poznaniu wybucha powstanie. Wkrótce rozleje się na całą Wielkopolskę i okaże największym zwycięskim zrywem w historii Polski.

Sto kilometrów dalej, we wsi Nieżychowo koło Białośliwia, o godzinie 14. rozpoczyna się tajne zebranie w hali miejscowej gorzelni. Przewodniczy mu ks. Klemens Zieliński, proboszcz parafii w Kosztowie. Na miejscu obecni są rządca Nieżychowa Kaczmarek i gorzelany Domek. Przybywa około 60 mieszkańców okolicznych wsi.

Franciszek Bruski jedzie z Białośliwia furmanką. Towarzyszą mu Antoni Stańczyk, Jan Posert, Franciszek Burzyński, Jan Bartoszek, Leon Wieze i Władysław Chlebek. Ósmą osobą na wozie jest Florian, małoletni syn Franciszka.

Tematem narady jest sytuacja w Wielkopolsce. Zebrani podejmują decyzję o rozpoczęciu działań zmierzających do zorganizowania oddziałów powstańczych. Na komendanta grupy białośliwskiej wybierają Franciszka Bruskiego. Mieszka w Białośliwiu ledwie rok, prowadzi gospodarstwo rolne oraz warsztat kołodziejski. Jest w grupie najwyższy szarżą, ma stopień sierżanta z czasów pierwszej wojny światowej.

Pod osłoną kolejnych nocy komendant odbywa spotkania z zaufanymi Polakami pod kątem werbunku do oddziału. Udaje mu się pozyskać 59 mężczyzn. 19-osobowy oddział powstaje też w Nieżychowie.

Trzy dni później ks. Zieliński uczestniczy w Pile w spotkaniu przedstawicieli powiatów wieleńskiego, wyrzyskiego, czarnkowskiego i chodzieskiego. Rozmawiają o sytuacji po wybuchu powstania w regionie nadnoteckim. Postanawiają utworzyć Zjednoczenie Rad Ludowych Nadnoteckich. Na jego czele staje ks. Ignacy Czechowski z Chodzieży. Na dowódcę nadnoteckich oddziałów powstańczych wybrany zostaje por. Zdzisław Orłowski.

*

Jest mroźny, sobotni poranek 4 stycznia 1919 roku. Podkomendni Franciszka Bruskiego zbierają się przy mostku koło Wymysłowa. Stamtąd brukiem, z piaszczystą latówką z boku, wyruszają w stronę Białośliwia. Marsz ubezpiecza kilkunastoosobowy oddział przedni, który jako jedyny jest uzbrojony. Na czele powiewa polski sztandar, uszyty przez żonę komendanta i wyprasowany na ręcznym maglu. Na nim biały orzeł, dzieło malarza Stefana Orczykowskiego.

Zaskoczenie w Białośliwiu jest całkowite. Niemieckie urzędy bez większych przeszkód obsadzane są powstańcami: sołectwo, komisariat policji, poczta, dworzec, zarząd kolei wąskotorowych. Oddział rekwiruje Niemcom broń i proklamuje polską władzę. W domu Franciszka Bruskiego utworzona zostaje komendantura. Stąd dokonywane są zmiany warty przy zdobytych punktach. Leonia Bruska krząta się przy kuchennym piecu, przygotowując dla powstańców posiłki.

Sytuacja we wsi pozostaje spokojna jedynie przez dwa dni. 6 stycznia 1919 roku miejscowi Niemcy Hoffman i Knape jadą po pomoc do Piły. Dowódca 149 pułku piechoty von Plehwe obiecuje im rychłe odbicie wsi. Ma jasny rozkaz, by za wszelką cenę utrzymać linię kolejową Bydgoszcz - Kostrzyn. Osobiście odpowiada za odcinek Wyrzysk Osiek - Piła.

Komendant Bruski powiadamia o tym fakcie komendanta powiatowego w Wyrzysku ppor. Teodora Górskiego. Prosi jednocześnie o zaopatrzenie w większą ilość broni. Pilnie otrzymuje 15 karabinów ręcznych, które wydaje przybyłym do Białośliwia posiłkom z Bąkowa.

Powstańcy zostają ulokowani na dworcu kolejowym. Ich zadaniem jest rewizja pociągów kursujących na trasie Piła-Bydgoszcz.

*

Powstańcy nie podejrzewają, że najbliższej nocy przeciwnik posłuży się fortelem. Jadący z Piły pod dowództwem por. Gerharda Keglera 40-osobowy pluton zatrzymuje pociąg kilka kilometrów przed stacją. Przodem podąża sekcja aspiranta oficerskiego Fridricha Urlicha z byłej Kaisersflotte - obchodzi zakolem wieś od strony Pobórki. Resztę żołnierzy miejscowi Niemcy prowadzą przez las i pola wprost na budynek komendantury.

O godzinie dwudziestej trzeciej, z prawie godzinnym opóźnieniem, pociąg wjeżdża na stację w Białośliwiu. Powstańcy nie znajdują w nim niczego podejrzanego i odprawiają go w dalszą drogę. Niemal równocześnie z odjazdem pociągu Urlich rozpoczyna pozorowany atak od północy. Komendant Bruski słyszy odgłos strzałów i wysyła w tamten rejon cały swój oddział. Kiedy okazuje się, że działa tam tylko jeden patrol, powstańcy wracają do Białośliwia. Niestety jest już za późno. We wsi toczą się walki. Ogień kierowany jest z gospodarstw niemieckich, znajdujących się po drugiej stronie ulicy Podgórnej, naprzeciwko komendantury. Siła uderzenia jest tak duża, że w ciągu godziny Niemcy opanowują całą wieś.

Rankiem 7 stycznia 1919 roku do aresztu trafia 30 mieszkańców Białośliwia. Zostają przewiezieni do Piły i oskarżeni o zdradę stanu. Po kilku dniach niektórzy wracają do domów. Inni, jak Stefan Orczykowski, są więzieni aż do listopada.

Franciszek Bruski zostaje aresztowany w momencie, gdy w piwnicy usiłuje zniszczyć akta i spis powstańców. Wykorzystując chwilę zamieszania, pod osłoną nocy udaje mu się zbiec do Wyrzyska i dalej do Kcyni, gdzie dołącza do jednego z tamtejszych oddziałów. Szczęśliwie ucieka też część powstańców.

*

Białośliwie jest znów pod niemiecką komendanturą. Na jej czele stoi Fridrich Urlich. Organizuje 150-osobową straż obywatelską i obsadza swoimi ludźmi wieś, dworzec kolejowy i most na Noteci. Ten ostatni ma znaczenie strategiczne, dlatego Urlich otrzymuje z Piły wzmocnienie w postaci dodatkowej sekcji Grenzschutzu. W gospodzie Richarda Unglauba, która działa obok portu rzecznego, urządza odwach. Ma do dyspozycji 27 żołnierzy, trzech podoficerów oraz jeden ciężki karabin maszynowy. I rozkaz, by bezwzględnie utrzymać most pod Białośliwiem.

Urlich nawet nie przypuszcza, że teraz to on padnie ofiarą podstępu. Po południowej stronie Noteci 11 stycznia 1919 roku ppor. Maksymilian Bartsch wraz z dwoma plutonami ochotników z Margonina opanowuje Szamocin. Zaraz potem otrzymuje rozkaz zniszczenia mostu na Noteci. W godzinach wieczornych dzwoni z urzędu pocztowego na niemiecką wartownię na Notecku. Władając bezbłędnie językiem niemieckim podaje się za dowódcę oddziału niedobitków pruskich żołnierzy, chcących udać się przez Białośliwie do Piły.

W nocy z 11 na 12 stycznia 1919 roku jedenastu powstańców z kompanii margonińskiej jedzie w kierunku mostu wozem konnym i rowerami. Powozi 17-letni strzelec Stefan Kado. Kiedy zbliżają się do celu, zaczynają głośno śpiewać piosenkę "Siegreich wollen wir Polen schlagen". To usypia czujność wartowników. Okrzyk Bartscha "Hände hoch!" jest sygnałem do rozpoczęcia akcji. Powstańcy w mig rozbrajają zaskoczonych żołnierzy. W budynku restauracyjnym pojmują śpiących i grających w karty Niemców. Bez jednego wystrzału obezwładniają 30-osobową straż graniczną.

Powstańcy mają z sobą drewno opałowe, łuczywo i smołę, w porcie noteckim znajdują benzol. Podkładają ogień pod drewniany most, by uniemożliwić dokonywanie przerzutów oddziałów Grenzschuztu z Piły przez Noteć do Szamocina. Trochę przeszkadza im padający deszcz, ale w końcu łąki rozjaśnia wielka łuna ognia.

Droga Niemców na południowy brzeg Noteci zostaje odcięta.

*

Po północnej stronie rzeki niemieccy żołnierze stacjonują jeszcze przez rok. 3 lutego 1919 roku w Kosztowie Grenzschutz aresztuje ks. Klemensa Zielińskiego. Kapłan zostaje pobity i wywieziony do więzienia w Pile. Tam - jako główny organizator powstania w powiecie wyrzyskim - słyszy zarzut zdrady stanu. Na szczęście unika kary i 30 marca wraca na plebanię.

Ostatni niemiecki żołnierz opuszcza Białośliwie dopiero 22 stycznia 1920 roku. Następnego dnia, po przeprawieniu się o godzinie ósmej rano przez Noteć, do wioski wkraczają żołnierze trzeciej kolumny 7. Pułku Strzelców Wielkopolskich, którą stanowi III batalion z przydzielonymi sekcjami telegrafistów i ułanów pod dowództwem porucznika Stanisława Bujakiewicza. Razem z nimi wraca Franciszek Bruski.

Żołnierz Walenty Matuszak (1887-1971) wspomni po latach: "Witano nas owacyjnie. W Białośliwiu wyszły nam naprzeciw panny ubrane w białe suknie, miały skrępowane ręce, co miało symbolizować Polskę pod pruskim jarzmem. Wkraczający żołnierze rozcinali im te pętle i symbolicznie oswabadzali z niewoli. Te wzruszające sceny do dziś przesuwają mi się przed oczami".

- W niepodległej II Rzeczypospolitej dawni powstańcy zrzeszali się w różnych organizacjach niepodległościowych: "Towarzystwo Powstańców i Wojaków", "Uczestnicy Powstania Wielkopolskiego", "Związek Weteranów Powstań Narodowych 1914-1919". Wielu z nich aktywnie uczestniczyło w życiu społecznym swoich miejscowości. To z ich inicjatywy corocznie uroczyście obchodzono rocznicę wybuchu powstania. Odbywały się przemarsze przez wieś, okolicznościowe nabożeństwa, akademie, imprezy sportowe i rekreacyjne. W Białośliwiu 11 listopada 1938 roku z okazji 20. rocznicy odzyskania niepodległości w sali restauracyjnej pana Sawińskiego wystawiono przedstawienie teatralne "Bój o Rynarzewo". Kiedy wybuchła druga wojna światowa, ci ludzie zostali w pierwszej kolejności aresztowani, uwięzieni, rozstrzelani - opowiada Wojciech Coblewski, historyk, autor monografii "Dzieje Białośliwia".

*

W 90-lecie Powstania Wielkopolskiego, białośliwscy gimnazjaliści postanowili wyruszyć tropem nazwy ulicy, przy której stoi ich szkoła. Tak zrodził się projekt "Święto Ulicy 4 Stycznia". Była to ich odpowiedź na projekt edukacyjny "Śladami Powstania Wielkopolskiego", którym Ośrodek Doradztwa Nauczycieli w Poznaniu pragnął rozbudzić wśród młodych ludzi zamiłowanie do dziejów regionu, a szczególnie zachęcić do znalezienia w swoim najbliższym otoczeniu śladów powstania. Uczniowie zrobili plakat, proboszcz obwieścił o pomyśle z ambony - i tak się zaczęło.

Szybko okazało się, że realizacja projektu była odkrywaniem niezbyt już znanej przeszłości. Z ankiety przeprowadzonej wśród 50 losowo wybranych mieszkańców Białośliwia wynikło, że 38 osób kojarzy nazwę ulicy z Powstaniem Wielkopolskim, a jedynie 29 wiedziało, że w ich miejscowości znajdują się miejsca związane z powstaniem.

- Podstawą poszukiwań była lista powstańców, którą w latach 50. ubiegłego wieku sporządził major Jan Sławiński. Jest na niej 59 osób z Białośliwia i 13 z Bąkowa. Głównie chłopów i kolejarzy. Mieliśmy więc dane, kto brał udział w powstaniu, teraz trzeba było dotrzeć do ich następców - wspomina Wojciech Coblewski, wówczas dyrektor białośliwskiego gimnazjum.

Poszukiwania rozpoczęli od miejscowego cmentarza. Na grobach widniały daty, czasem jakaś dodatkowa informacja. To był trop, którym młodzież podążyła do mieszkańców noszących te same nazwiska. Okazało się, że w domowych archiwach pozostało trochę fotografii, dokumentów, pamiątek. Ludzie często dziwili się, że jeszcze to kogoś interesuje.

Część osób uwieńczonych na starych fotografiach udało się zidentyfikować. W oparciu o zdobytą wiedzę uczniowie opracowali około 30 powstańczych biogramów. Ale wiele osób trzeba było opatrzyć adnotacją NN.

W nawiązaniu do "Święta ulicy 4 Stycznia" w kolejnych latach gimnazjaliści organizowali akcję zachęcającą mieszkańców do oflagowania w ten dzień swoich domów. I tak jest do dzisiaj.

- 4 stycznia 1919 roku białośliwianie swoim czynem włączyli się w wielką historię ludzi, którzy mimo wieloletniej polityki germanizacyjnej zaborców czuli się Polakami, i kiedy nadszedł właściwy czas, mężnie włączyli się w wir walki o niepodległość swojego kraju. Dzisiaj do nas należy kultywowanie pamięci o nich i ich bohaterstwie - uważa Wojciech Coblewski.

*

Drogę do Nieżychowa, wtedy bruk z latówką, dziś pokrywa gładziutki asfalt.

Gorzelnia cały czas działa. Ale o tajnym zebraniu sprzed stu lat trudno się czegoś więcej dowiedzieć.

Mostek koło Wymysłowa, z którego powstańcy wyruszyli na odbój Białośliwia, łatwo przeoczyć – po obu stronach drogi wyrosły sady, a strumień skrywają trzciny.

Przy moście na Noteci stoi obelisk w postaci dwóch głazów, upamiętniający powstańcze wydarzenia z nocy 11 na 12 stycznia 1919 roku – dar mieszkańców ziemi chodzieskiej i pilskiej.

W 2013 roku podobny w formie kamienny pomnik stanął przy głównej ulicy Białośliwia, na skraju Parku Dworskiego Raczyńskich.

- Jakby zrządzeniem losu, kilka miesięcy wcześniej przy dokonywaniu wykopów przy ulicy Kolejowej wydobyto granitowy głaz - mówi Wojciech Coblewski. - Forma, wielkość i kształt tego polodowcowego eratyka odpowiadała planom związanym z upamiętnieniem miejscowych powstańców, dlatego zdecydowano się na jego wykorzystanie jako podstawę do umieszczenia na nim pamiątkowej tablicy. Tablica to wyraz wdzięczności miejscowego społeczeństwa i samorządu.

 Ks. Klemens Zieliński administrował parafią w Kosztowie do 1928 roku. Później pełnił posługę na parafiach w Szubinie oraz Łopiennie, gdzie okazał wiele serca działającemu tam kołu weteranów Powstania Wielkopolskiego. Zmarł na początku 1939 roku. Na ścianie kościoła w Kosztowie przypomina o nim pamiątkowa tablica.

 Malarz Stefan Orczykowski, autor orła na powstańczym sztandarze, po wybuchu drugiej wojny światowej uciekł z rodziną na Wołyń. W styczniu 1940 roku osadzono go w obozie, skąd po zwolnieniu w 1941 roku przedostał się do Łodzi. W 1944 roku został przez Niemców aresztowany i wywieziony do Szamotuł. Od tego czasu ślad po nim zaginął. Jego potomkowie wciąż kontynuują zawód malarza.

 Najdłużej z białośliwskich powstańców żył Leon Bartoszek. Prowadził rodzinne gospodarstwo rolne. W 1996 roku, rok przed śmiercią, został uhonorowany tytułem "Zasłużony dla Białośliwia". Niewielu uczestników uroczystej sesji rady gminy zdawało sobie sprawę, że skromny rolnik z ulicy Kościuszki walczył kiedyś w powstaniu.

 Franciszek Bruski, komendant oddziału powstańców wielkopolskich w Białośliwiu, był w okresie międzywojennym prezesem miejscowego "Koła Towarzystwa Powstańców i Wojaków". W czasie okupacji został aresztowany i przetrzymywany jako zakładnik - najpierw przez tydzień w piwnicy szkoły w Białośliwiu, potem przez trzy tygodnie w obozie przejściowym w Grabównie. Kiedy wskutek ciężkich obrażeń cielesnych zapadł na zdrowiu, zwolniono go z obozu. Zarabiał na życie dorywczymi pracami kołodziejskimi u niemieckich gospodarzy. W 1940 roku został wyrzucony ze swego gospodarstwa i zamieszkał w pobliskim Dworzakowie. Do domu wrócił 24 stycznia 1945 roku wraz z wkraczającymi do Białośliwia wojskami radzieckimi. Za działalność powstańczą odznaczono go Medalem Niepodległości. Do śmierci pracował we własnym gospodarstwie, ale już nie powrócił do zdrowia. Zmarł w grudniu 1954 roku w wieku 76 lat. Trzy lata później na wniosek Prezydium Gminnej Rady Narodowej z części ulicy Podgórnej wydzielona została nowa ulica 4 Stycznia.

W 1990 roku do grobu Franciszka Bruskiego złożono jego córkę Zofię. Od kilkunastu lat w miejscu domu Bruskich stoi market. W 2018 roku po sąsiedzku, na budynku remizy OSP, pojawił się powstańczy mural. 

Dzięki Bronisławie Sawińskiej, "przyszywanej" wnuczce Franciszka, komendant Bruski ma od kilku tygodni nowy pomnik. Na nagrobnej tablicy znalazły się elementy, których wcześniej nie było - wizerunek powstańczego orła oraz inskrypcja: "Dowódca Powstania Wielkopolskiego w Białośliwiu 4.01.1919".

- Takie dodatkowe informacje wzbogacają wiedzę historyczną i przywracają pamięć. Tym samym oznakowanie białośliwskiego grobu powstańca wielkopolskiego wpisało się w ogólnopolską akcję upamiętniającą bohaterów walczących 100 lat temu o wolność Wielkopolski - podkreśla Wojciech Coblewski.

Aby upamiętnić dzień, w którym sto lat wcześniej Franciszek Bruski i jego podkomendni wyruszyli walczyć o Białośliwie, pani Bronka sfinansowała wykonanie na swoim budynku muralu.

- A kto ma być za pamięć o tych ludziach odpowiedzialni, jak nie my? - pyta retorycznie. - Kiedyś zaproponowałam, by bezimiennej ulicy na tyłach Białośliwia nadać nazwę Powstańców Wielkopolskich. Tamtędy na pewno chodzili do siebie Bruski i Bartoszek. Ale radni woleli ulicę Sportową, bo w pobliżu wybudowano "Orlika". W ubiegłym roku pomyślałam więc o muralu. Zdobywając Białośliwie powstańcy nie strzelali, więc na malowidle jest ich trzech, w symbolicznym marszu. Uznałam, że to wystarczy - wyjaśnia zamysł projektu.

Ale nie całkiem wystarczyło. Początkowo napis brzmiał: "Pokazali światu, że tu Polska. Białośliwie 4.01.1919". Jednak nie wszyscy prawidłowo kojarzyli przesłanie muralu, więc później poleciła dopisać: "Powstanie Wielkopolskie 27.12.1918 - 16.02.1919".

Ręczny magiel na korbę, który używała Leonia, wciąż działa.

- Stare, dobre drewno. Korniki się go nie imają! - chwali urządzenie pani Bronka.


Artykuł ukazał się na łamach naszego miesięcznika w stulecie wybuchu Powstania Wielkopolskiego.

(Mariusz Szalbierz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%