Zamknij

Pomóżmy w rehabilitacji Julii!

20:45, 22.03.2020 fp Aktualizacja: 20:47, 22.03.2020
Skomentuj

Do 10 kwietnia na portalu Siepomaga.pl trwać będzie zbiórka pieniędzy na półroczny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym 19-letniej Julii Jasiorowskiej z Wysokiej. Brakuje jeszcze ok. 90 tysięcy złotych.

Do tragedii doszło 20 maja 2018 roku

"17-letni mężczyzna kierujący audi prawdopodobnie stracił panowanie nad samochodem i uderzył w przydrożne drzewo. W wyniku zderzenia kierujący oraz 22-letni pasażer siedzący z tyłu z obrażeniami ciała zostali przetransportowani do szpitala w Pile. Siedząca obok kierowcy pasażerka w stanie ciężkim została przetransportowana śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Bydgoszczy".

Kiedy w gazecie opublikowano ten komunikat, Julia walczyła o życie. Prędkość była tak duża, że z auta zostały tylko pokrzywione fragmenty karoserii. To był moment - chwila trzasku popękanych części auta, rozpruta blacha i dym…

W ułamku sekundy los zdmuchnął młodziutkie życie Julii w otchłań, z której do dzisiaj nie można jej wydostać. Mówi się, że nie można umrzeć na próbę. Julia była już po tamtej stronie. Ratownicy ze śmigłowca przecierali oczy ze zdumienia, widząc wrak auta, które niemal oplotło przydrożne drzewo. Tego wypadku nikt nie miał prawa przeżyć… Szczęście w nieszczęściu? Dla dwóch uczestników tak, dla Julii od tamtej chwili nic już nie miało być takie, jak przedtem.

Tak wspomina tamten dzień mama Julii:

- Było ciepło, wieczorem córka pojechała z kolegą nad pobliskie jezioro. Spędzała tak już czas setki razy, więc nie było w tym nic niepokojącego… Tamtego dnia wsiadła do auta, by w drodze powrotnej pokazać koledze drogę do sklepu. Ten błąd kosztował ją bardzo dużo.

Zadzwonił telefon, w słuchawce usłyszałam głos zdenerwowanego kolegi, który powiedział nam, co się stało. Dowiedzieliśmy się, że ratownicy, którym udało się wyciągnąć Julię z wraku, byli pewni, że nie żyje. Pytałam tylko, czy śmigłowiec zabrał ją do Bydgoszczy, czy do Poznania, drogi nie pamiętam. Na miejscu w szpitalu lekarka powiedział tylko jedno zdanie: "Jeśli wasza córka przeżyje operację, będzie to cud…". Przeżyła.

Karta informacyjna, którą sporządzono w szpitalu, wyglądała koszmarnie. Uszkodzenia żuchwy i twarzoszczęki, obrzęk mózgu, połamane żebra, przebite płuca, obojczyk złamany z przemieszczeniem, uszkodzony kręgosłup, obrażenia wielonarządowe… To tylko kilka pierwszych zdań. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej rozmawiałyśmy, a teraz jedna z nas, walczy o życie, nie docierało do mnie to, co się dzieje.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Julię po operacji, nie mogłam powstrzymać łez. Serce biło mi jak młot. Leżała niemal cała zawinięta w opatrunki. Wokół pracowały maszyny - to one utrzymywały ją wtedy przy życiu, to od lekarzy i techniki zależały kolejne godziny. Nic nie mogłam zrobić, kazali mi czekać w chwili kiedy nie mogłam opanować rozpaczy. Nie wiem, jak przetrwałam tamte chwile…

Nie wydarzył się cud, Julia nie otworzyła oczu i nie powiedziała - mamo. Nie skończyło się na strachu - koszmar trwał. Moją córeczkę wypisano ze szpitala bez świadomości. Leki przestały działać, ale mózg się nie obudził.

Serce krwawiło i krwawi do dziś. Oderwana od walki o jedno dziecko, w każdej chwili mogłam stracić drugie. To nie pierwsza tragedia w naszym życiu. Brat Julii od urodzenia cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Wiele godzin spędziłam w rozpaczy przy jego łóżku, myśląc, że nie da się nic zrobić. Teraz siedziałam koło Julii, która przecież zawsze była oparciem.

Nie mogłam tego pojąć, dlaczego los obchodzi się z nami w sposób tak okrutny i niesprawiedliwy. Ze szpitala trafiliśmy do Budzika, w którym Julia przebywa do dzisiaj. Nie tracę wiary, życie mnie nauczyło, żeby nigdy nie wątpić. Wiele lat walczyłam o sprawność brata Julki, wiem, że dzięki determinacji i rehabilitacji można osiągnąć bardzo dużo.

Nikt nie powie mi prosto w twarz, że nie ma dla mojej córki szans. Wiem, że małymi kroczkami uda mi się ją odzyskać. Do tej pory leżała bez życia na łóżku, a teraz czuję, jak chwyta mnie za rękę, unosi powieki, reaguje na słowa…

Rehabilitacja to długi i mozolny proces, ale przynosi rewelacyjne efekty. Wiem, że za chwilę otworzy oczy, później powie pierwsze słowo, usiądzie. Potrzebuje jedynie czasu i właściwej opieki. Pamiętam, kiedy była malutka, gdy uczyła się wszystkiego od początku. Teraz drugi raz jej życie trafia w moje ręce, a ja nie mogę jej zawieść.

Leczenie i rehabilitację Julii można wesprzeć za pośrednictwem portalu Siepomaga.

(fp)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Lokalne spoleczenstwLokalne spoleczenstw

1 0

Bardzo smutna historia i nie sprawiedliwa losem młodej dziewczyny. Jakie wnioski dla nas rodziców? Ale również pytanie jak środowisko Julki dbało o jej czas, wychowanie, nadzór nad jej młodym życiem ze doszło do tak strasznej tragedii? Julka - jesteśmy z Tobą, napewno wyzdrowiejesz. Życzymy Ci tego z całego serca. 08:20, 23.03.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%