W Makiejewce, na Ukrainie, w wyniku ostrzału ukraińskiej artylerii, mogło zginąć nawet 400 rosyjskich rezerwistów zgromadzonych w szkole przerobionej na koszary. To, biorąc pod uwagę przeciętną wagę mężczyzny w wieku poborowym, 32.000 kilogramów armatniego mięsa. Tyle z nich zostało.
Pochodzą z całej Rosji, od Moskwy po Władywostok. Dostali wezwania do wojska, bo tak zażyczył sobie ich prezydent, Putin, który 24 lutego ubiegłego roku zaatakował Ukrainę. Wmówił im, że będą bronić „mateczki Rosji” przed ukraińskimi nazistami i banderowcami, którzy tylko czyhają by ją pohańbić i zniewolić. W całej swojej przewrotności nazwał niczym nieuprawnioną agresję "operacją specjalną". Jak u Orwella.
Wielu uwierzyło w te brednie, bo od dłuższego Rosjanie są skazani na państwową propagandę w telewizji. Mają wyprane mózgi i nie są już w stanie odróżniać prawdy od ordynarnego kłamstwa sączącego się z Kremla.
Oderwano ich od matek, żon, dziewczyn i wysłano na front. Często bez odpowiedniego wyposażenia. Każdy z nich miał imię i nazwisko. Jakąś historię, którą przeżył. Jakieś marzenia, które chciał w życiu zrealizować. Wezwanie mobilizacyjne ją przerwało i zaczęło pisać nową. Gdzieś w prowizorycznych koszarach na Ukrainie. W okopach czy spalonych czołgach. O pijackich awanturach, zgwałconych kobietach. O zagrabionym Ukraińcom mieniu: lodówkach, pralkach, telewizorach wysyłanych do rodzinnych domów. Ale też o strachu i beznadziei skrywanych pod maską fanfaronady widocznych na nagraniach w mediach społecznościowych.
Mieszkańcy Makiejewki, do której ich wysłano, mówili, że w prowizorycznych koszarach dochodziło do pijatyk, bójek pomiędzy rezerwistami. Co robili zanim rakiety spadły na nich w nocy? Pewnie jedni spali. Inni grali w karty. Jeszcze inni pili, by uśmierzyć strach i rozpacz. Może niektórzy dzwonili do rodzin, by usłyszeć głos matki, żony, dziewczyny. Może niewielu się modliło do ukrytych za pazuchą munduru świętych z ikon. Żyli.
Kiedy opadł kurz po rakietowym ataku, na podłodze leżały już tylko zakrwawione szczątki, które jeszcze 5 minut temu były Igorem, Saszą czy Wanią. 32 tony armatniego mięsa. Kilkuset innych wyło z bólu. Bez rąk czy nóg. W imię czego i po co? Już nie poznają odpowiedzi na to pytanie.
Nie bronię rosyjskich żołnierzy, bo są agresorami i okupantami. Pewnie będą się bronić, że nie mieli innego wyjścia jadąc na front. Że wypełniali rozkazy strzelając do bezbronnych cywili, kobiet i dzieci. Nie mogą wszystkiego zwalić na Putina, że ich omamił wizją imperialnej Rosji.
Z drugiej strony, przy całym bestialstwie jakim się odznaczyli np. w Buczy, są dla Putina tylko mięsem armatnim. 32 tonami armatniego mięsa leżącego na podłodze w szkole w Makiejewce, po którym Putin płakać nie będzie. Wyśle na miejsce przez nich zwolnione kolejnych.
Zapłaczą może rodziny, kiedy się dowiedzą, że zginęli. Kiedy zobaczą ich w trumnach. Wtedy znów odzyskają imię i nazwisko. Jeśli oczywiście, ktoś zadba o to, by cynkowi chłopcy wrócili do domu. Bo i to na tej wojnie nie jest pewne.
masz powody17:26, 03.01.2023
4 7
nienawidzieć Ukrainy i Ukraińców,za pomocą NATOwskiego (w tym polskiego)uzbrojenia dają wam straszny wpier..l ? 17:26, 03.01.2023