Zamknij

"Jodła" zapukała 5 minut po północy

09:03, 25.12.2016 Natalia Bilska, uczennica Zespołu Szkół Gastronomicznych w Pile
Skomentuj fot. Maciej Lenka fot. Maciej Lenka

13 grudzień 1981 roku. Dla wielu ludzi data ta niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, kojarzy się z tragicznymi wydarzeniami, czasem nawet ze śmiercią bliskich. Dla mnie to jedna z wielu „dat historycznych”; owszem ważnych, ale przecież tych ważnych jest wiele…

Dzięki uprzejmości księdza Jarosława Wąsowicza uzyskałam możliwość poznania dwóch działaczy opozycji demokratycznej w Pile – pana Mariana Małeckiego i pana Serafina Masianisa. W tym momencie wybór tematu „Reakcja działaczy Solidarności i liderów opozycji demokratycznej na wprowadzenie stanu wojennego w Pile i powiecie pilskim. Omówienie na wybranych przykładach” stał się dla mnie oczywisty.

*

Początki nowych, wolnych związków zawodowych w regionie pilskim należy wiązać z dniem 25 września 1980 roku, kiedy w Pile ukonstytuował się Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność”. W jego skład weszło dziewięć zakładów pracy. Pierwszy Zarząd MKZ tworzyli Franciszek Langner, Jan Pacześny, Marian Małecki, Andrzej Ślęzak i Walenty Samul. Deklarację przystąpienia do „Solidarności” podpisało wówczas 1907 osób. W kolejnych miesiącach pilska „Solidarność” rozrastała się. Do MKZ przystępowały zakłady z całego województwa pilskiego a prezydent miasta przeznaczył na jego potrzeby czteropokojowy lokal przy ulicy Buczka 34.

W tym czasie pilskie struktury „Solidarności” włączały się w ogólnopolskie akcje. Pierwszy solidarnościowy strajk w regionie miał miejsce 3 października 1980 r. i wzięło w nim udział 2209 osób z ośmiu zakładów pracy. Pilska „Solidarność” poparła także strajk nauczycieli, który miał miejsce w Gdańsku, a w regionie pilskim prowadzono zbiórkę pieniędzy na budowę pomnika Poległych Stoczniowców w Gdyni.

Lokalne działania zostały zdominowane przez dwa znaczące konflikty z władzami. Jeden dotyczył walki Związku o przeznaczenie nowego budynku KW MO w Pile na potrzeby służby zdrowia, drugi związany był z konfiskatą przez władze wydawnictw związkowych i represjami w stosunku do działaczy zaangażowanych w działalność wydawniczą (tzw. „sprawa broszurowa”). W listopadzie 1980 roku MKZ powołał do istnienia regionalne pismo „Solidarność Pilska”, które ukazywało się do momentu wprowadzenia stanu wojennego.

Pierwsze aresztowania przywódców pilskiej „Solidarności” rozpoczęły się już 5 minut po północy, 13 grudnia 1981 roku, w ramach tzw. akcji „Jodła”. W wielu przypadkach odbywało się to w sposób brutalny, z wywaleniem drzwi, z zakuwaniem w kajdanki. Z Regionu Wielkopolskiego i Pilskiego internowano 264 osoby. Z terenu dawnego województwa pilskiego zatrzymano 48 osób, które przetrzymywano we Wronkach, Gębarzewie, Kwidzynie i Wierzchowie Pomorskim. Jednocześnie w ramach operacji „Klon” przeprowadzono 175 rozmów ostrzegawczych, których celem było zastraszenie działaczy opozycji. W szyfrogramie wysłanym do Warszawy dnia 20 grudnia ppłk. M. Gumienny meldował: „Przeprowadzone akcje „Jodła” i „Klon” przebiegały bez zakłóceń, były zaskoczeniem dla działaczy „Solidarności” i spowodowały całkowite sparaliżowanie wszystkich komórek organizacyjnych tego związku na naszym terenie”.

Kolejne miesiące stanu wojennego były dla działaczy opozycji wielką próbą hartu ducha. Zarówno dla internowanych, jak i tych pozostałych na wolności, czy wreszcie tych, którzy unikając internowania ukrywali się przez lata (np. Jacek Ciechanowski). Dziś wiemy, że ogromna większość z nich zdała ten trudny egzamin. Nie załamali się, nie dali się złamać i w miarę możliwości (często bardzo ograniczonych) udowadniali władzy ludowej jej bezsilność…

Jak wobec faktu wprowadzenia stanu wojennego zachowali się moi rozmówcy? Co czuli? Strach czy bardziej wściekłość? Jak potoczyły się ich losy po 13 grudnia? Na te i inne nurtujące mnie pytania postaram się uzyskać odpowiedź wiedząc, że poznam ludzi nietuzinkowych…

*

Z panem Serafinem Masianisem spotkałam się 10 listopada na plebanii parafii św. Rodziny w Pile. Byliśmy gośćmi księdza Jarosława Wąsowicza. Zobaczyłam, owszem, starszego, ale pełnego energii człowieka. Niemalże natychmiast rozpoczął swoją opowieść. Przytaczanie faktów przychodziło mu z łatwością…

Serafin Masianis jest adwokatem. Już w czasie studiów bardzo interesował się Klubami Inteligencji Katolickiej i jeździł na ich spotkania nawet do Poznania i Warszawy. Siłą rzeczy stał się współtwórcą i aktywnym działaczem KIK w Pile, który został zarejestrowany 29 lipca 1981 roku. Wszedł w skład zarządu pilskiego KIK zostając jego wiceprezesem. W czasie kilkumiesięcznej, legalnej działalności KIK wielu jego członków aktywnie działało w szeregach NSZZ „Solidarność”, włączając się w demokratyczne przemiany w Polsce. Pełnili funkcje doradców, pomagali redagować dokumenty związkowe, współorganizowali uroczystości. To właśnie w domu pana Masianisa w Pile przy ulicy Żeleńskiego, 25 września 1980 roku została sporządzona uchwała powołująca Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” w Pile oraz wniosek o jego rejestrację.

Do chlubnych kart historii klubu należy jego poparcie dla sądzonych w listopadzie 1981 roku działaczy pilskiej „Solidarności” w tzw. sprawie broszurowej. Serafin Masianis zgłosił się wówczas jako obrońca Franciszka Langnera, a obrońcą Jarosława Gruszkowskiego został adwokat Jerzy Pomin z Poznania. Sprawa broszurowa odbiła się szerokim echem nie tylko w regionie pilskim ale również w Polsce. W Pile odbyła się wówczas duża demonstracja na ulicy Śródmiejskiej z udziałem kilkunastu tysięcy osób. Ostatecznie dopiero w stanie wojennym sprawa została umorzona w związku z internowaniem obu związkowców.

Po wprowadzeniu stanu wojennego KIK w Pile został zawieszony, a dwóch jego działaczy – Marian Małecki i Czesław Wysocki – zostało internowanych.

- Mnie to nie spotkało – opowiada pan Masianis – ale została ze mną odbyta rozmowa w ramach operacji „Klon”. Prowadzący ją funkcjonariusz SB bardzo chciał mnie zastraszyć, bym nie próbował podejmować żadnych działań godzących w bezpieczeństwo państwa. Skutek był odwrotny. Właśnie wtedy zrozumiałem, że moim zadaniem będzie pomoc kolegom…

Mimo upływu 35 lat od tamtych dni, pan Masianis wciąż bardzo je przeżywa. Wspomina z dumą, że w okresie stanu wojennego był jedynym obrońcą działaczy „Solidarności” pochodzącym z Piły. Na przykład Henryka Mi¬chałka, oskarżonego razem z Franciszkiem Langnerem i Władysławem Gornackim o to, że gromadzili i rozpowszechniali wydawnictwa sygnowane nazwą „Solidarność”. Bronił też Leonarda Wesołowskiego i Zdzisława Szymczykowskiego, oskarżonych o kolportaż ulotek, oraz Stanisława Nowickiego, nauczyciela oskarżonego o nielegalne posiadanie powielacza ręcznego. Wspomina też sprawę czterech mężczyzn z okolic Trzcianki oskarżonych o wykonanie napisów o treści antyrządowej na szosie wylotowej z Trzcianki w kierunku Czarnkowa oraz o powieszenie na drzewie, przy pomocy drutu kolczastego, martwych wron. Niestety udowodniono im winę, ponieważ aby zabić wrony użyli strzelby pożyczonej od myśliwego. Otrzymali wysokie wyroki, które później zostały umorzone na mocy amnestii.

- Miałem świadomość odpowiedzialności, jaka na mnie spoczywała godząc się na obronę działaczy podziemnej „Solidarności”, a także idącego w parze z tym zagrożenia nie tylko dla mnie, ale również dla mojej rodziny. Pamiętam anonimowe telefony, w których rozmówca próbował mnie przestraszyć, pytając o członków rodziny. Wiem, że stało za tym SB.

Ciekawią mnie tamte procesy. Pytam o sędziów – czy zdarzali się „odważni”, nie wydający wyroków na zamówienie władz? Okazuje się, że w dużych procesach, zwłaszcza przed sądami wojewódzkimi, obsadzani byli prawie wyłącznie sędziowie dyspozycyjni i ulegli wobec władzy. Ci potrafili nawet oddalać nowe wnioski dowodowe bez uzasadnienia lub przerywać końcowe mowy obrończe. Ale w sądach rejonowych już bywało różnie – tam można było „powalczyć”…

- W tym okresie można było zobaczyć zarówno słabość, jak i wielkość poszczególnych ludzi. Np. postawa wiceprokuratora Prokuratury Rejonowej w Pile Zdzisława Monarszyńskiego, który pomimo nacisków odmówił wszczęcia postępowania przeciwko Jackowi Ciechanowskiemu.

Serafin Masianis angażował się też w działalność poza salą sądową. Udzielał pomocy internowanym i ich rodzi¬nom. Rozwoził paczki z odzieżą oraz żywnością, w tym dla dzieci chorych na celiakię. Jak mógł, pomagał również ukrywającym się przed internowaniem. Wraz z małżonką przewiózł swoim maluchem do Stobna, do tamtejszego proboszcza, ukrywającego się Jana Lisaja. Pomagał także ukrywać Jacka Ciechanowskiego.

Patrzę na mojego rozmówcę i zastanawiam się nad jedną kwestią. Konsekwencje. Przecież taka działalność musiała budzić wściekłość władz, a zwłaszcza SB. On jakby uprzedzając moje pytanie zaczyna opowiadać o tym, jak był inwigilowany, jak starano się wytoczyć mu sprawę dyscyplinarną, jak przed świętami narodowymi w trakcie pracy składała mu wizyty Służba Bezpieczeństwa.

- Przychodzili do kancelarii adwokackiej, prowadzili rozmowy ostrzegawcze, żeby nie brać udziału w demonstracjach, pochodach, spotkaniach…  Zawsze przed 3 maja, 11 listopada lub 13 grudnia… W zasobach IPN Oddział w Poznaniu znajdują się materiały archiwalne, które wskazują, że organy SB gromadziły na mój temat informacje w ramach sprawy operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Ławnik”, dotyczącej wspierania osób prowadzących „wrogą działalność polityczną”.

Wychodzę z tego spotkania z głową pełną nowych informacji i przemyśleń nad zawiłościami życia i nad ludzką naturą. Jedno wiem na pewno: jestem dumna, że mogłam uścisnąć dłoń tak wspaniałego człowieka. Pełen szacunek!

*

14 listopada idę na spotkanie z panem Marianem Małeckim. Zaprosił mnie do swojego domu w Pile. Wiedziałam, że zobaczę i posłucham człowieka, który przeżył osiem miesięcy internowania. Myślałam, że tak traumatyczne przeżycie odciśnie swoje piętno i pan Małecki okaże się osobą bardzo poważną, przygniecioną wspomnieniami tamtych wydarzeń. Tymczasem zobaczyłam mężczyznę nieco starszego od pana Masianisa, bardzo serdecznego, energicznego, uprzejmego, wręcz szarmanckiego. Nad szklanką gorącej herbaty rozpoczął swoją opowieść...

Marian Małecki jest z wykształcenia technikiem elektrykiem, od 1953 roku pracującym i zamieszkałym w Pile. Przed wprowadzeniem stanu wojennego angażował się w tworzenie struktur „Solidarności” w Pile. We wrześniu  1980 roku wszedł w skład pierwszego Zarządu Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Pile jako wiceprzewodniczący. Był też delegatem na I Walny Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”, który odbył się w dniach 23-24 marca 1981 roku w sali Wojewódzkiego Domu Kultury w Pile. W 1981 roku został członkiem powstałego w Pile KIK, a po wyjściu z internowania należał do Stowarzyszenia Salezjańskich Pomocników Kościoła.

Pan Małecki został internowany 13 grudnia 1981 roku. Chwilę po północy do drzwi jego mieszkania zapukało trzech funkcjonariuszy: dwóch było w mundurach, trzeci – Jan Dąbrowski – nie…

- Mieszkaliśmy wtedy w wieżowcu przy dzisiejszym Placu Konstytucji 3 Maja (wtedy – nomen omen – był to Plac PPR). Na dole stał samochód, zakuli mnie kajdanki i pojechaliśmy na Komendę Milicji przy Ogińskiego. Tam już było paru kolegów…

Jeszcze w mieszkaniu funkcjonariusz SB Jan Dąbrowski odczytał Marianowi Małeckiemu nakaz internowania, z którego wynikało, że jadą do Wronek.

- Jechaliśmy przez Ujście, Czarnków. Przy Komendzie Milicji w Czarnkowie samochód zatrzymał się i jeszcze zabrano dwóch moich kolegów. Na miejsce przyjechaliśmy około czwartej nad ranem.

Internowanych w Wronkach umieszczono w osobnym bloku, dawnym areszcie tymczasowym, który przygotowano pobieżnie dnia poprzedniego, przenosząc więźniów kryminalnych do gmachu głównego. Kierownikiem pawilonu dla internowanych był kpt. Kawka, który jednocześnie pełnił funkcję wychowawcy. Po odebraniu internowanym obrączek, zegarków oraz dokumentów, umieszczono ich w czteroosobowych celach.

Marian Małecki znalazł się w celi z Czesławem Wysockim, Andrzejem Priebe i Franciszkiem Langnerem. Widok cel nie napawał optymizmem – dwie metalowe, piętrowe prycze, stolik, pięć taboretów, dwie miski do mycia, jedna wisząca szafka, głośnik radiowy i… parnik, czyli metalowy pojemnik higieniczny zamykany klapą.

Mimo to pan Małecki zapisał w swoim dzienniku: „samopoczucie dobre”. A dzień później, po półgodzinnym spacerze spotkali kolegów z innych cel: - Spacerowaliśmy razem z „Porcelaną” i ZNTK. Raźniej. Witamy się uśmiechami i kciukami.

Czy w tych warunkach można było myśleć jeszcze o jakichkolwiek protestach? Okazuje się, że tak. Już 16 grudnia 1981 roku odbyła się pierwsza manifestacja internowanych, którzy w rocznicę wydarzeń na Wybrzeżu odśpiewali hymn państwowy. W ramach innych protestów podejmowano głodówki, bojkotowano regulamin, pisano petycje do władz, noszono czarne opaski na znak żałoby po górnikach z „Wujka”. W Gębarzewie tradycją stało się codzienne śpiewanie o godzinie 21.00 „Boże coś Polskę”.

Od stycznia 1982 roku zezwolono na odwiedziny internowanych przez przedstawicieli Kościoła. Odprawiali oni przy okazji msze święte, dostarczali drobne upominki, środki higieniczne, papierosy, wywozili grypsy. Jako pierwszy odwiedził internowanych arcybiskup poznański Jerzy Stroba. Internowanych z dekanatu pilskiego odwiedzał proboszcz parafii św. Rodziny i dziekan pilski, ks. Stanisław Styrna.

- Było mocne wsparcie duchowe. Ks. Styrna to był człowiek opatrznościowy i na tamten czas Pan Bóg nam go zesłał – mówi teraz pan Małecki.

Kiedy 24 stycznia 1982 roku internowanych odwiedził biskup Czerniak z Gniezna, Marian Małecki rozmawiał z nim osobiście. Mówił o walce o mszę, komunię. Czytając zapiski mojego rozmówcy dochodzę do wniosku, że wiara była dla niego niesamowitym wsparciem. „Oddałem się całkowicie w opiekę i niewolę M. B. Cz. Ufam bezgranicznie Panu Bogu. Jestem spokojny. Naprawdę nie martwię się o swoich najbliższych. Chciałbym aby Oni podobnie myśleli. Aby nie myśleli kiedy wrócę. To jest w ręku Boga”.

Przez cały czas internowania (pan Marian przebywał we Wronkach, a potem w Gębarzewie) SB prowadziło rozmowy z więźniami, których celem było nakłonienie do podpisania tzw. „lojalek”. Grożono wstrzymaniem widzeń i ograniczeniem korespondencji. Sugerowano, że podpisanie odpowiednich oświadczeń będzie miało wpływ na skrócenie czasu internowania. Pan Małecki nie podpisał żadnego oświadczenia, ale inni…

- Miałem wtedy 43 lata, a byli koledzy co mieli lat 20 i miesiąc temu żona urodziła dziecko. To zupełnie inne myślenie i ja staram się wszystkich rozumieć. Ja miałem bardzo mocne wsparcie z domu. Moi synowie, mający wtedy 10 i 14 lat, pisali „Tata trzymaj się”. Żona nie mówiła mi „zrób wszystko żebyś szybko do domu wrócił”. Wręcz odwrotnie. Oczywiście, że chciałoby się wrócić do chałupy, ale nie za cenę upodlenia się, upaprania i potem całe życie bycia z tym.

*

Na koniec doszłam do wniosku, że nie mogę pominąć w tej pracy jeszcze jednej postaci – ks. Stanisława Styrny. Pełnił on funkcję proboszcza parafii Świętej Rodziny w Pile oraz dziekana dekanatu pilskiego. Utworzył przy parafii Klub Inteligencji Katolickiej. Był nieformalnym kapelanem NSZZ „Solidarność”. Święcił sztandary należące do związku oraz odprawiał msze święte za Ojczyznę, które dodawały ludziom dużo otuchy. Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał działaczy „Solidarności”, którzy nie zostali jeszcze internowani. Okazywał dużo troski aresztowanym i ich rodzinom.

Ksiądz Styrna był inicjatorem fortelu, który zastosował po zawieszeniu KIK. Polegał on na przyłączeniu wszystkich członków klubu do działającego legalnie stowarzyszenia Salezjańskich Pomocników Kościoła. Starał się w miarę możliwości i za pozwoleniem władz odwiedzać internowanych w miejscach odosobnienia, m.in. we Wronkach i w Gębarzewie. Pisał petycje, w których prosił o lepsze warunki dla przetrzymywanych w ośrodkach oraz o odpowiednią opiekę medyczną dla nich. Ważne był dla niego także to, aby aresztowani mogli uczestniczyć we mszach świętych. Częste wizyty składała mu Służba Bezpieczeństwa oraz komisarze wojenni. W ich trakcie wysuwane były w stronę księdza bezpodstawne oskarżenia i pomówienia. Za swoją nieustępliwość próbowano usunąć go z funkcji proboszcza, na szczęście nieskutecznie. Zdarzało mu się często odmawiać stawienia się na komendę MO, co osobiście uważam za postawę pełną odwagi. Pomimo świadomości o nagrywaniu wygłaszanych przez niego kazań, nie zmieniał ich formy i przesłania w nich zawartego. Przekazywał w nich wszystko, co wiedział o sytuacji w kraju oraz wiadomości o internowanych. Swoimi pełnymi wiary i nieustępliwości kazaniami dawał ludziom nadzieję.

Był odpowiedzialny za rozdzielanie darów przysyłanych z Zachodu wśród mieszkańców parafii. Organizował pielgrzymki, w których brali udział byli internowani oraz działacze podziemia. Lista jego zasług dla „Solidarności” oraz dla Klubu Inteligencji Katolickiej jest bardzo długa. Za swoją aktywność podczas stanu wojennego był wielo¬krotnie karany i nękany przez władze. Nie zezwalano mu na wyjazdy za granicę. Proboszcz Styrna uznawany był przez Służbę Bezpieczeństwa za osobę, która odgrywała bardzo dużą rolę w pilskiej opozycji. W trakcie rozpracowywania przez SB został nadany mu kryptonim „Społecznik”.

Uważam, że taka postawa jest godna naśladowania. Po dzień dzisiejszy jego zasługi dla Piły nie zostały zapomniane.

*

Cieszę się, że mogłam poznać fragment życia tak niezwykłych osób. Ale przecież nie tylko wiedza jest tu ważna. Dla mnie osobiście istotniejsze jest to, co dzięki tej wiedzy kształtujemy w sobie. Ja przekonałam się, jak ważne jest to, że możesz liczyć w trudnych chwilach na rodzinę, kolegów, Boga. Jak bardzo cenna w życiu jest niezłomność, prawość, szlachetność, solidarność, niesienie pomocy drugiemu…

Moi bohaterowie tacy właśnie byli. Bezkompromisowi i nieugięci. Wierni swoim ideałom. Do końca.

Bez odpowiedzi pozostanie pytanie, czy umiałabym być tak odważna? Mam nadzieję, że tak, choć życie koryguje pewne przekonania. Ale jedno wiem na pewno. Chciałabym w swoim życiu dokonywać mądrych wyborów, takich żeby zawsze znaleźć się po „jasnej stronie mocy”. Żeby spokojnie patrzeć w lustro. I wierzę, że to mi się uda. Bo skoro ONI mogli, to ja też…

(Natalia Bilska, uczennica Zespołu Szkół Gastronomicznych w Pile)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

arturartur

0 0

Natalia Bilska i Maciej Lenk, to laureaci konkursu pt. ?Śladami STANU WOJENNEGO?. 35 Rocznica Wprowadzenia Stanu Wojennego, 1981 ? 2016, zorganizowany przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych EFFATA.

Dziękuje Panu Mariuszowi Szalbierzowi :) 20:07, 26.12.2016

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

ArturArtur

0 0

Natalia Bilska i Maciej Lenk, to laureaci konkursu pt. ?Śladami STANU WOJENNEGO?. 35 Rocznica Wprowadzenia Stanu Wojennego, 1981 ? 2016, zorganizowany przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych EFFATA 20:08, 26.12.2016

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%