Rozmowa z Martą Kubiak, posłem na Sejm z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Można odnieść wrażenie, że jest pani ostatnio bardzo aktywna w polityce, widać panią w terenie, w mediach. Co się stało?
- Prawdę mówiąc nic. Zawsze byłam aktywna w okręgu. Większość czasu między posiedzeniami Sejmu spędzałam w terenie, wśród ludzi. Któregoś dnia pojawiły się wokoło mnie osoby, które wyraźnie pokazały, że mogę robić wiele dla naszych "małych ojczyzn", jednak jeśli informacja o tym nie zaistnieje w przestrzeni publicznej, to nie istnieje dla ludzi. A jeśli coś nie istnieje, to znaczy, że tego nie ma.
Ktoś by mógł stwierdzić, że to zagranie wizerunkowe, jednak to jest błędne myślenie. Dzięki temu, że widać moje działania więcej osób potrzebujących pomocy może się do mnie zgłosić. W takiej sytuacji mogę być skuteczniejsza i jeszcze szerzej działać na rzecz mieszkańców mojego okręgu, zwykłych ludzi z miast i wsi.
Przykładem może być sprawa Ukrainy. Kiedy 24 lutego 2022 roku wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą, telefony rozgrzały się do czerwoności, każdy chciał pomóc, ale nie każdy wiedział jak. Zaczęła się organizacja transportów humanitarnych na Ukrainę oraz przygotowania do przyjmowania uchodźców. To naturalne, że ludzie pisali, dzwonili z prośbą o wsparcie ich działań. Najpierw odzywali się do kogoś, kogo w jakiś sposób znali, przynajmniej z ekranu telewizora, komputera czy telefonu. Pomagałam wtedy tworzyć skuteczne zbiórki i wspierałam organizację bezpiecznych schronień dla uchodźców. Czasami nie było trzeba wiele, wystarczyły konkretne rozmowy z sołtysami, wójtami czy burmistrzami. To wszystko, a udawało się stworzyć coś pięknego.
Przykładem niech będzie Liceum Janka z Czarnkowa, gdzie wspólnymi siłami zorganizowaliśmy tam dom dla dzieci z rodzin zastępczych aż z Zaporoża. Chcę tu szczególnie podziękować dyrektorowi Janowi Palaczowi i staroście czarnkowsko-trzcianeckiemu Feliksowi Łaszczowi, ponieważ ich zaangażowanie w sprawę pozwoliło na błyskawiczne udzielenie pomocy.
Wracając do tych dzieci - znalazły się one w Polsce, lecz organizacja, która ich przygarnęła nie udźwignęła ciężaru ich utrzymania i zapewnienia godnych warunków. Zostali w cudzysłowie wyrzuceni na bruk, a zaopiekowała się nimi jedna z rodzin z okolic Poznania. To jednak było rozwiązanie tymczasowe. Te dzieci potrzebowały czegoś trwałego, nie przejściowego obozu, tylko stabilności, na już. One uciekały z Ukrainy pod ostrzałem żołnierzy rosyjskich. Ich najbliżsi ginęli na ich oczach. Po kilku telefonach udało się znaleźć dla nich dom w Czarnkowie, właśnie we wspomnianym liceum. Dzięki działaniom wielu ludzi sprawa znalazła szczęśliwy finał, a dzieci nie mogły sobie wymarzyć lepszego miejsca do życia. A to jedna z wielu historii.
No dobrze, a co na to pani mąż? Trudno natrafić na jego ślad nawet w najgłębszych zakamarkach Facebooka. To w takim razie on jest, czy go nie ma? W końcu sama pani przyznała, że jeśli czegoś nie ma w mediach, to nie istnieje…
- Dla świata mediów mój mąż nie istnieje, on jest dla mnie i zapewniam, że za każdym razem gdy wracam do domu, to on tam jest i czeka. W związku małżeńskim jestem od 2017 roku. Jednak faktycznie mój mąż nie istnieje w życiu publicznym, taką decyzję podjęliśmy wspólnie, w poszanowaniu naszych potrzeb i celów. Ja jestem posłem i wiąże się z tym wiele rzeczy, często bardzo nieprzyjemnych. Mąż ceni sobie prywatność, nie chce pokazywać się w sieci czy na ekranie telewizora. Osobiście też nigdy nie chciałam wykorzystywać go do budowania swojego wizerunku, choć wiem, że są posłowie, którzy w naturalny sposób funkcjonują w życiu publicznym całymi swoimi rodzinami. Szanuję to i rozumiem, jednak w moim przypadku uważam, że byłoby to nieuczciwe i gryzłoby się z moim sumieniem oraz zasadami. Jeśli chodzi o podejście mojego męża do mojej służby publicznej, to doskonale się rozumiemy i myślę, że uzupełniamy. Każde z nas posiada przestrzeń dla siebie i samorealizacji, a to jest ważne z perspektywy tego, jak funkcjonujemy jako rodzina.
Nieprzyjemne rzeczy? Co pani ma na myśli?
- W okresie przed kampanijnym szczególnie często pojawiają się wiadomości z pogróżkami, część z nich zgłaszana jest odpowiednich służb. Przykładowo zacytuję kilka fragmentów niektórych wiadomości jakie otrzymuję.
"Zostało Ci mało czasu. Lepiej szybko porzuć swoją karierę polityczną, albo brutalnie cię oskalpuję przy pomocy noża grzybiarskiego".
"Zadźgam Cię jak Adamowicza".
"Będę gwa**** twoje dzieci, psa, zwierzęta".
To oczywiście jedne z najbardziej brutalnych treści jakie otrzymuję, jest jednak wiele pomniejszych wiadomości. Wiele osób sympatyzujących ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej używa w moim kierunku i osób mi bliskich przeróżnych wulgaryzmów, epitetów, próbuje zastraszyć i zniechęcić do pełnienia mandatu, ich wena twórcza wydaje się nieograniczona. Jednak przyzwyczaiłam się do tego. Jeśli chcesz być w polityce do pewnych treści musisz się przyzwyczaić, jednak na niektóre bezwzględnie należy reagować. Przede wszystkim chcę oszczędzić tego mojej rodzinie. To ja jestem posłem i jeśli ktoś ma być celem jakiegokolwiek ataku to ja, a nie osoby mi bliskie. Po drugie, jeśli nie jesteś zdolny do znoszenia krytyki, dyskusji, czy wrażliwy na czyjeś opinie, to od razu sobie odpuść. Polityka w takiej sytuacji nie jest dla ciebie.
My jako politycy jesteśmy ludźmi publicznymi, którzy zajmują kluczowe stanowiska władzy, a nasze decyzje wpływają na życie milionów ludzi. W związku z tym jesteśmy obiektem krytyki, a także celem dla wszelkiego rodzaju ekstremistów i przestępców. Przykładem takich właśnie ataków może być ostrzelanie samochodu posła PiS Artura Szalabawskiego przez nieznanych sprawców. Jego zdaniem agresja i hejt pod jego adresem nasiliła się po ujawnieniu afery pedofilskiej Krzysztofa F. W dzisiejszych czasach z łatwością można znaleźć informacje o politykach w internecie, takie jak adresy e-mail, numery telefonów, a także informacje o ich rodzinach i życiu prywatnym. Niestety, istnieją osoby, które mogą wykorzystać tę wiedzę do wysyłania gróźb, nękania i szantażowania. Tak naprawdę każda osoba pełniąca funkcję publiczną może być potencjalnym celem, nawet jeśli działa w dobrej wierze i stara się służyć swojemu społeczeństwu.
Niestety, tak jak wspomniałam, rodziny polityków również bywają celami ataków. Ataki te często są motywowane przez polityczne lub ideologiczne przekonania, a osoby bliskie politykom są traktowane jako "kolateralna szkoda" lub cel szantażu. Niezależnie od przynależności politycznej, są absolutnie nie do zaakceptowania i naruszają podstawowe zasady demokracji i wolności obywatelskich. Polityka nie powinna prowadzić do nękania i ataków na rodziny czy bliskich polityków. To stanowi poważne zagrożenie dla demokracji i rządów prawa, niestety na całym świecie dochodzi do coraz większej ilości tego typu incydentów.
Wspomniała pani o wojnie na Ukrainie. Czy część gróźb kierowanych w stronę polityków może pochodzić z kierunku rosyjskiego i być elementem siania dezinformacji?
- Zastraszanie polityków przez Rosjan w Polsce to problem, który należy traktować bardzo poważnie. Rosyjskie służby specjalne podejmują różnego rodzaju działania mające zrealizować założone cele w naszym kraju. Podejmowane przez nich czynności na różnych płaszczyznach należy zaliczyć do największych zagrożeń bezpieczeństwa narodowego. Wystarczy przywołać incydent sprzed kilku dni, gdzie rosyjski samolot utrudniał działania w ramach frontexu polskiej załodze samolotu patrolowego. Innym przykładem niech będą Białoruskie władze, które w ramach polityki wymierzonej przeciwko Polsce, umożliwiły tysiącom migrantów, głównie z krajów Bliskiego Wschodu, dotarcie na białorusko-polską granicę i usiłowały przerzucić ich na terytorium Polski. Białoruś wykorzystuje tych ludzi jako narzędzie polityczne i nie zapewnia im należytej pomocy. Niewykluczone, że wśród tych osób są agenci, którzy mają celowo destabilizować sytuację w Polsce, czy innym europejskim kraju. Analogiczne sytuacje mieliśmy podczas kryzysu migracyjnego w 2015 roku. Wtedy w dużej części wraz z migrantami ekonomicznymi do Europy przybyli terroryści związani z islamskimi środowiskami ekstremistycznymi. Efekt był taki, że wzrosła liczba ataków terrorystycznych w całej Europie, a migranci zamiast zasymilować się ze społeczeństwem europejskim zaczęli tworzyć dzielnice "No Go", gdzie do dziś jedynym prawem, jest prawo szariatu. Polska była krajem, który oparł się presji euro elit, jednak jak widać "Ziemniaczany Król" z Białorusi nie dał za wygraną i próbuje drugi raz tego samego na Polakach.
Zostawmy te nieprzyjemne tematy. Czy jest jakaś szczególna zaleta funkcjonowania na portalach społecznościowych?
- Na pewno jest jedna szczególna zaleta. Dzięki funkcjonowaniu w ten sposób w przestrzeni publicznej nawiązałam kontakt z wieloma wartościowymi ludźmi z całej Polski. Dzięki temu mam szerszy wgląd na wiele spraw, zwłaszcza tych, w których potrzebuję spojrzenia z perspektywy danego problemu, grupy zawodowej i nie tylko. To zwykli ludzie tworzą program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, a nieustanna komunikacja i przepływ informacji pozwala być cały czas na bieżąco. To istotne, ponieważ tylko w ten sposób dajemy wyraźny sygnał, że traktujemy poważnie naszych obywateli. Ja cenię sobie narzędzia, jakie daje współczesny postęp technologiczny i z nich korzystam. Dzięki temu mogę otaczać się ludźmi, którzy pomagają mi skuteczniej działać na rzecz mieszkańców naszego kraju, a to jest dla mnie bardzo ważne.
Dziękujemy za rozmowę.
W takim razie20:46, 19.05.2023
6 16
Ty też jesteś ustawiony i to co napisałeś wyżej myślisz odwrotnie.? 20:46, 19.05.2023