Miasto jak pies ogrodnika: samo nie zje, drugiemu nie da

Deficyt miejsc parkingowych na pilskich osiedlach to problem znany od lat. Jest to bolączka, z którą praktycznie zmaga się zarząd niejednego osiedla.

Każde wolne miejsce, na którym można postawić samochód, jest "na wagę złota". Nierzadko o takie miejsce toczą się zażarte boje. Tym bardziej dziwi stanowisko pilskiego magistratu w sprawie likwidacji parkingu na rogu ulicy Bydgoskiej i Okólnej, przeciwko któremu to stanowisku protestują mieszkańcy okolicznych bloków.

Podobna sytuacja ma miejsce z osiedlowym parkingiem przy ulicy Łącznej, przy pizzerii Yogi. Tu również teren i parking jest własnością miasta. Około 5 lat temu miasto przestało wynajmować to miejsce prywatnym podmiotom, które prowadziły tu działalność handlowo usługową, a prościej rzecz ujmując - parking strzeżony. Od 5 już lat nie ma już chętnych do dzierżawy tego terenu od miasta.

W tym przypadku doskonale sprawdza się powiedzenie o psie ogrodnika, co to sam nie zje, a drugiemu nie da.

Uważam, że zarząd miasta powinien działać dla dobra mieszkańców i udostępnić to miejsce mieszkańcom osiedla, przynajmniej do czasu, gdy nie znajdzie się ktoś chętny, kto byłby zainteresowany dzierżawą.

Tymczasem na osiedlu pojawiają się często patrole straży miejskiej, które upominają lub wlepiają mandaty za parkowanie w niedozwolonych miejscach, a tych jest tutaj jak na lekarstwo.

Na obecną chwilę miejsce to nie jest użytkowane (brama jest zamknięta na kłódkę) i przedstawia obraz nędzy i rozpaczy - no chyba, że prowadzona jest tu jakaś eksperymentalna uprawa roślin wszelakich.

Żarty żartami, ale tak dziko zarośnięte miejsce na pewno chluby miastu i jego włodarzom nie przynosi, podobnie jak zarośnięty i zaniedbany stadion przy Żeromskiego.

Ale to już inny temat...