"Pan Tadeusz"
Czernina znalazła swoje miejsce w polskiej literaturze i każdy uczeń uczy się, że Gerwazy z "Pana Tadeusza" A. Mickiewicza powiedział, że Jacek Soplica dostał od Stolnika Horeszki właśnie tę polewkę. Zwyczajowo, w tamtych czasach, podawał ją ojciec dziewczyny suplikantowi, który mu się nie spodobał. Bo był za biedny, za mało ustosunkowany. Inaczej: był „gołodupcem”. No bo jak panna z dobrego domu miała popełnić mezalians i rodowe nazwisko wystawić na pośmiewisko?
Czernina w kuchni wielkopolskiej
Jeszcze w czasach kiedy mieszkałem w Wyrzysku, czernina była bardzo popularna. W moim domu jadało się ją na ogół w listopadzie, gdy gęsina jest najsmaczniejsza. Bo to z jej krwi babcia robiła czerninę.
(Uwaga: czytanie następnego akapitu przez dzieci wyłącznie w towarzystwie rodziców ;))
Ale najpierw trzeba było kupić na targowisku żywą gęś i ją ubić. Zanim gęgacz trafił do babcinego koszyka, musiał być przez nią gruntownie obmacany. Czy aby jest wystarczająco tłusty, bo chuda gęś jest niesmaczna.
Potem, najczęściej w piwnicy, babcia przecinała gęsi szyjną tętnicę i toczyła krew płynącą ze gęsi do szklanego naczynia z odrobiną octu, by krew nie skrzepła. Tak zakonserwowaną krew wstawiała do lodówki. Ale nie na długo. Najczęściej na maksymalnie dwa dni. Po tym terminie musiała być zmrożona, by się nadawała do konsumpcji.
W dniu, kiedy na obiad miała być czernina, najpierw na podrobach gęsi i skrzydłach gotowała bulion. Z włoszczyzną, lekko przypaloną cebulą. Klasyka. Po ugotowaniu bulionu dodawała suszone śliwki i jabłka oraz przyprawy: cynamon, gałkę muszkatołową, cukier.
Gdy owoce były już miękkie, powoli, cieniutkim strumieniem, wlewała krew. Ciągle mieszając.
Po kilku minutach gotowania na wolnym ogniu czernina była gotowa.
Podawała ją z ziemniakami i kiszoną kapustą.
Ten dodatek lubił zwłaszcza mój Tato.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz