Zamknij

O nartach z klepek od beczki. Anegdota dla dzieci dużych i małych

Antoni StyrczulaAntoni Styrczula 18:07, 12.01.2025 Aktualizacja: 18:11, 12.01.2025
Skomentuj Kościół poprotestestancki na "niemieckiej górze" w Wyrzysku przed zburzeniem Kościół poprotestestancki na "niemieckiej górze" w Wyrzysku przed zburzeniem

Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze durnych portali, które straszą Armagedonem gdy spadnie centymetr śniegu, za jeziorami i lasami, w krainie o nazwie Krajna, w miasteczku Wyrzysk, rok do roku padał taki śnieg, że dzieciaki od grudnia do marca codziennie jeździły na sankach i klepkach z beczki, jako nartach.

Gdy byłem gzubem chodzącym już do podstawówki, zachciało nam się - mnie i dzieciakom sąsiadów z tego samego piętra (a właściwie mansardy) - pojeździć na nartach z "niemieckiej góry".

Niemieckiej, bo stał na niej (dopóki go nie zburzono) poprotestancki kościół.

Autorem pomysłu był młodszy syn sąsiadów, który stwierdził, że do tego celu mogą się nadawać klepki z beczki, bo na narty naszych rodziców nie było stać.

Jak powiedział, tak zrobiliśmy.

Nie wiem skąd zdobyliśmy te klepki, bo raczej nie z beczek, w których kisiły się ogórki i kapusta.

Nieważne - ważne, że mieliśmy.

Gdzieś podpatrzyliśmy, że prawdziwe narty muszą mieć od spodu taki rowek, by lepiej trzymały się śniegu.

Nagrzaliśmy więc w piecu pogrzebacz metalowy i dawaj wypalać te rowki!

Nie było to łatwe, bo pogrzebacz stygł szybko i trzeba go było nieustannie wkładać do żaru w piecu. Smrodu i dymu na klatce schodowej było co niemiara. Do tego stopnia, że zaniepokojeni sąsiedzi wpadali od czasu do czasu na poddasze by zobaczyć, czy aby nie fajczymy domu.

Po kilkugodzinnych zabiegach mieliśmy "narty". Poszliśmy je od razu wypróbować na niemieckiej górze.

No ale jak tu je zamocować do butów? Przecież nie miały profesjonalnych wiązań. Wpadłem na pomysł by je przykleić, ale kolega odwiódł mnie od tego stwierdzając, że jak przykleimy "na fest", to będziemy musieli w nich codziennie chodzić. Nie spodoba się to też naszym rodzicom, bo takie buty trzeba będzie po prostu wyrzucić, a nowe były drogie.

Ostatecznie z boku "nart" wbiliśmy z obu stron małe gwoździki, tzw. papiaki, do których przywiązaliśmy sznurek robiący za wiązania, w które władało się buty.

Stanęliśmy na zboczu skarpy i dawaj z niej zjeżdżać! Pierwsze szusy były takie sobie, bo nogi co i rusz nam się rozjeżdżały, ale już następne były w miarę udane.

Często przewracaliśmy się na nierównościach, bo nie wpadliśmy na to, by sobie z krzaków leszczyny wyciąć kijki, ale i tak frajdy było co niemiara.

Co prawda od tego upadania mieliśmy mokre tyłki, ale co tam, ważne, że byliśmy narciarzami!

Takie to zimy onegdaj były i narty, Drogie Dziateczki

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

ja pamietam ja pamietam

0 0

sanki nazywały się kejtry były toporne takie niezgrabne ale jakie wytrzymałe, bo przetrwały nasze dziecięce lata

20:07, 13.01.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%