Wakacyjne szczytowanie Glapińskiego

- Z raportu wyłania się taki obraz, że szczyt inflacji jest w czasie wakacji, w lecie. Z tego szczytu powoli zaczniemy schodzić w dół - zakomunikował niedawno prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński podczas konferencji po decyzji Rady Polityki Pieniężnej o dziesiątej z kolei podwyżce stóp procentowych.

Kilka dni później ukazał się raport NBP, któremu - dla przypomnienia - Glapiński szefuje, a tam według tzw. projekcji centralnej szczyt inflacji ma nastąpić pod koniec 2022 roku lub na przełomie lat 2022/2023. Czyli prawie pół roku później.

Po wszystkich wcześniejszych prognozach Glapińskiego (na przykład, że grozi nam deflacja albo zerowa inflacja), z których nie sprawdziła się żadna (!), można by odnieść wrażenie, że u steru polskich finansów stoi człowiek, któremu brakuje piątej klepki, a w najlepszych wypadku jakiś opowiadacz infantylnych baśni z mchu i paproci.

Tego człowieka jednak ktoś na tym stanowisku postawił. I niedawno mu na kolejne sześć lat tę dojną fuchę przedłużył. Niestety nie po to, by dbał o finanse Polaków, ale by przede wszystkich zasilał PiS-owskie rozdawnictwo.

Na ekonomicznej niewiedzy i ignorancji Glapińskiego cierpimy dzisiaj wszyscy albo prawie wszyscy. A najgorsze dopiero przed nami.

Ciekawe, co myślą dzisiaj o tym ci, którzy kiedyś wybrali tych, którzy teraz ponownie wybrali Glapińskiego?