Stephen Hawking, nieżyjący już angielski fizyk teoretyk i kosmolog, zażartował kiedyś, że zanim zaczniemy w kosmosie szukać "innych inteligentnych gatunków", powinniśmy najpierw znaleźć dowód, że istnieje inteligencja na Ziemi. W tym przypadku, inteligencja emocjonalna.
Jednak czy aby żartował?
Żyjemy w barbarzyńskich czasach, w których codziennie: w Gazie, Sudanie, Libanie, na Ukrainie itd. giną tysiące ludzi. Nie tylko od kul, ale i z głodu. Rosnące liczby ofiar nie robią już wrażenia na większości ludzi. Przyzwyczailiśmy się do zła i przemocy. Jest elementem otaczającej nas codzienności.
Jak rosnące zdziczenie wielu nastolatków, dla których zabicie człowieka i obserwowanie, czy nagrywanie jak kona, jest doskonałą rozrywką.
Podobne mieli starsi od nich SS-mani w obozach koncentracyjnych. Jednych potopili w basenie z zimną wodą. Do innych strzelali jak do kaczek na polowaniu. Jeszcze innych spałowali do tego stopnia, że konali na ziemi plując krwią.
Od czego to się zaczęło w jednym i drugim przypadku?
Od dehumanizacji bliźniego. Nie był/nie jest już taki jak my - wmawiali/wmawiają sobie. Jest "podczłowiekiem" , istotą niższą, a w końcu "rzeczą", którą można zniszczyć w dowolny, nawet najbardziej wymyślny sposób. Bo "rzecz" nie myśli, nie czuje tak jak człowiek. A skoro tak, to razy jej wymierzone nie spowodują u niej bólu.
Cokolwiek z nią zrobimy to i tak dla niej nie będzie miało większego znaczenia. Bo jest "rzeczą".
Inteligencja emocjonalna
Wychowawcy i psychologowie załamują ręce. Z roku na rok rośnie grupa nastolatków mających spore niedostatki inteligencji emocjonalnej czyli osobistych kompetencji w rozpoznawaniu własnych stanów emocjonalnych i adekwatnego do sytuacji, używania własnych emocji.
Kluczowym zaś jej elementem jest empatia - zdolność wczuwania się w uczucia i emocje innych. Współodczuwania z nimi kiedy czują smutek, radość czy kiedy cierpią fizycznie lub duchowo.
Od niedostatku empatii już tylko mały krok do dehumanizacji bliźniego i uprzedmiotowienia go.
Kto ma ją pomóc rozwijać młodym ludziom, stojącym na progu dorosłości? Na pewno nie szkoła, która za moment, po kolejnych "odchudzaniach" podstawy programowej, będzie wypuszczać w świat matołków mających problem z czytaniem ze zrozumieniem czy określeniem gdzie żyją.
Kościół, jak dawniej bywało? Przy takim spadku jego autorytetu wywołanym przez pedofilskie skandale księży musi sam naprawić swój wizerunek, a nie wskazywać młodym ludziom wartości i normy, którymi powinni się w życiu kierować.
Zatem zostaje rodzina, pod warunkiem, że rodzice chcą wychowywać swoje dzieci, a nie tylko żywić, ubierać i dawać kasę na rozrywki.
Kto jak nie ojciec czy matka powinni zaszczepiać swym dzieciom podstawą prawdę, że nawet nielubiana sąsiadka, bezdomny czy imigrant to tacy sami ludzie jak oni? Że cierpią kiedy się ich krzywdzi, że odczuwają ból, smutek, przerażenie, strach. Bez względu na kolor skóry, status społeczny, narodowość.
Powinni, ale tego często nie robią, bo albo nie mają czasu, albo nie potrafią lub nie chcą.
Nie znam "recepty" na rychłą poprawę opisanego w tekście stanu rzeczy.
Wiem za to jedno - jeśli jej się szybko nie znajdzie, nastolatków-potworów będzie coraz więcej.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz