Czytelnicy moich tekstów wiedzą, że dzieciństwo spędziłem w domu przy ulicy Kościuszki w Wyrzysku. Konkretnie w mieszkaniu na poddaszu, czy bardziej literacko mówiąc - na mansardzie.
Latem było tam gorąco jak w piekle, a w srogie zimy trzeba było suszarką do włosów topić lód na ścianach.
I choć były tam niewygody (brak ciepłej wody i gazu) dla mnie to był mój własny, magiczny świat.
Pełen dziwów, jak na przykład odblask ognia z węglowego pieca na ścianach czy upajający zapach maciejek rosnących w ogródku pod oknem sypialni.
Adwent
Adwent na Kościuszki kojarzy mi się z trzema rzeczami: sprzątaniem mieszkania, piernikowym ciastem i kalendarzem adwentowym.
Zacznijmy od pucowania.
Na metalowym trzepaku, zwanym klopsztangą, zaczynało się trzepać dywany, chodniki.
W pralni, w piwnicy, prało się firany i zasłony. Tzn. pracowali dorośli; my, dzieci, wykonywaliśmy lżejsze prace, jakie nam przydzielili.
Huk trzepaczek, spotęgowany przez niewielką przestrzeń między domami, niósł się zwielokrotnionym echem po całym osiedlu wybudowanym przez Niemców w czasie II wojny światowej, dla uchodźców z bombardowanych niemieckich miast.
Jakoś wtedy nikt nie narzekał na hałas. Każdy dom to była zgrana i przyjazna wspólnota, w której do wielu spraw podchodziło się z wyrozumiałością.
Zarabianie ciasta na pierniki
Ciasto na pierniki, by były smaczne i kruche, musi swoje odleżeć. W chłodzie.
Wyrabianiem i pieczeniem piernikowych serc, mikołajów i świerkowych drzewek u nas zajmowała się babcia Marysia.
Miała przepis odziedziczony jeszcze po swojej babci. Zapisany "szwabachą" w grubym zeszycie przechodzącym z pokolenia, na pokolenie.
Do ciasta dodawała koniecznie miód od rodziny z Miasteczka Krajeńskiego oraz mnóstwo przypraw: cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej.
Ciasto leżakowało przez cztery tygodnie pod białą, lnianą serwetką w tzw. komórce, gdzie przechowywało się: przetwory owocowe, warzywne. U powały, na sznurach, dochodziły do siebie wędzone: boczek, słonina, kiełbasy i szynki dojrzewające nawet cztery miesiące.
Komórkę wypełniała więc kakofonia zapachów.
Słodka, korzenna woń ciasta piernikowego mieszała się z mocnym, dymnym zapachem wędlin.
Adwentowy kalendarz
Pojawił się u nas za sprawą wujka z NRF, brata mojej mamy. Przysyłał go wraz z "Kabą" (niemieckie kakao instant dla dzieci) oraz innymi prezentami na Boże Narodzenie.
Każde z nas, siostra i ja, dostawaliśmy go w pierwszy dzień Adwentu z przykazaniem mamy, by każdego dnia do świąt jeść wyłącznie po jednej czekoladce, co dla mnie było wysiłkiem ponad miarę, bo byłem i jestem łasuchem.
Zdarzało się więc, że po kryjomu, w napadzie wielkiego głodu na słodkości, podżerałem w tajemnicy więcej niż jedną, ale nie więcej niż trzy. By moje łakomstwo się nie wydało, lepiłem substytuty czekoladek z piernikowego ciasta nieudolnie "rzeźbiąc" w nim wzory, które były na pozostałych.
Niestety, kiedy przypadał dzień "wyjedzony", wcześniej musiałem się zadowolić piernikową namiastką prawdziwej czekoladki.
I muszę Wam powiedzieć, że mój adwentowy przekręt czekoladkowy nigdy się nie wydał.
Aż do dziś.
Jezus 19:39, 01.12.2024
0 0
nigdy się nie urodził i nigdy nie umarł ani za własne grzech ani za cudze.Jest to postać fikcyjna.Bajeczkę o nim wymyślono po to żebyś zawsze miał poczucie winy ,zawsze czuł sie małym,nędznym grzesznikiem i żeby łatwiej było cię trzymać z mordę !😠 19:39, 01.12.2024