Zamknij

Autobus do Mahabalipuram. Pocztówka z Chennai

Antoni Styrczula Antoni Styrczula 14:19, 02.08.2025 Aktualizacja: 14:20, 02.08.2025
Skomentuj Autobus i rathy w Mahabalipuram Autobus i rathy w Mahabalipuram

Chennai, dawny, kolonialny Madras, to wszechobecny hałaśliwy, śniady, spocony tłum sprawiający, że biały Europejczyk ma ochotę czym prędzej z niego uciekać, bo tylko Tamilczyk czuje się w nim dobrze. W czasie długiego pobytu w ayurvedyjskiej klinice wykorzystywałem każdą chwilę by z niego dać drapaka. Najczęściej do odległego o sto kilometrów Mahabalipuram/Mamallapuram.

Choć byłem tam już po monsunie, w listopadzie, w mieście panowały okropna wilgotność i upał.

Już po szóstej rano słoneczny piec wzbijał się nad horyzontem, by do zmierzchu pochłaniać ludzi, zwierzęta i rośliny.

Naszyjniki z jaśminu, które tak chętnie tamilskie pięknisie wpinają w kruczoczarne włosy, więdły po kilkunastu minutach.

Upał zatruwał ludzi jak podły absynt, przez co stawali się leniwi, drażliwi i kłótliwi.

Nie raz opieprzyłem Bogu ducha winnego czaj walę, że pominął mnie w kolejce tubylców czekających na masala czaj.

Jedynym ratunkiem by do reszty nie zwariować była wyprawa wieczorem na plażę lub całodzienny wypad do Mahabalipuram, w którym bez końca mogłem podziwiać kamienne rathy (świątynie) z dynastii Pallavów, wykute z jednego bloku skalnego, albo ogromną płaskorzeźbę wykutą w skale przedstawiającą Zesłanie Gangesu (Gangawatarana).

Jedynym sposobem na dotarcie tam była podróż zdezelowanym autobusem pamiętającym chyba początki panowania królowej Elżbiety II.

Za jedyną klimatyzację służyły otwarte okna w wprawionymi w ramy metalowymi prętami.

Często na postoju na pętli buszowały w nich ptaki szukające jadalnych resztek pozostawionych przez pasażerów.

Ceratowe, niebieskie siedzenia wyglądały tak, jakby obmacywał je jakiś nożycoręki.

Nie lepiej wyglądała podłoga usłana dywanem łupin słonecznika, resztkami dalu i niedopalonymi biri.

Dla lepszej wentylacji nikt nie łatał dziur powstałych w skorodowanej blasze. Tylko czasami, gdy była już wielka, ktoś łaskawie przykrywał ją deską.

Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego jak i do prawie łysych opon i skrzypiących niemiłosiernie hamulców.

Jedynym sposobem by zabić czas w czasie podróży była rozmowa z pasażerami. Oczywiście tymi mówiącymi po angielsku.

Kiedyś spotkałem szacownego profesora koledżu, tak przynajmniej się przedstawił, z którym do samego celu rozprawiałem na tematy teologiczne.

"Uczepił" się zwłaszcza katolickiego dogmatu o Bogu w Trójcy jedynym. Nie mógł zrozumieć jak trzy Osoby są jedną Osobą.

Ja z kolei pytałem jak dają sobie radę z trzystu milionami bogów, z których każdy ma jakąś, nawet lichą, świątynię.

Jak dogadują się w kraju, w którym obowiązuje ponad dwadzieścia urzędowych języków i trzysta dialektów.

Odparł, że Tamilowie będący Drawidami, a nie potomkami Ariów (ludów irańskich), które skolonizowały część subkontynentu jakieś półtora tysiąca lat przed naszą erą, niechętnie rozmawiają z tymi z północy w hindi pochodzącemu z sanskrytu, wolą po angielsku.

Bo z kolei tamci niechętnie używają tamilskiego, jednego z języków drawidyjskich.

Wracając podziwiałem przez okna pożar zachodu słońca.

Tę orgię niepokojącego piękna.

Barokowy przepych barw i kształtów chmur.

I czekałem na całkowity zmierzch, aż powietrze ochłodzi się na tyle, by dało się żyć.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

..

1 0

Kogo to obchodzi Antoni, kogo obchodzi? I od kiedy absynt jest podły, szczególnie dla abstynenta? W końcu cię wyleczyli?

20:44, 02.08.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%