Zamknij

Czy 2+2=4?

Henryk Szopiński Henryk Szopiński 08:02, 29.09.2025 Aktualizacja: 18:41, 29.09.2025
2 fot. Freepik fot. Freepik

Przy niedzielnej kawie, przeglądając portale internetowe, trafiłem na ciekawy artykuł Martina Barona, legendarnego dziennikarza, który na warsztat wziął temat wolności słowa i kondycji demokracji. Długi tekst, pełen refleksji i faktów, a ja zatrzymałem się na jednym zdaniu: „jak demokracja może się rozwijać, a nawet przetrwać, skoro nie potrafimy ustalić najbardziej podstawowych faktów?” To zdanie/pytanie podziałało na mnie trochę jak poranna kawa - niby zwyczajny rytuał, a jednak zostawia posmak, który trudno wyrzucić z głowy.

To pytanie brzmi jak dzwon. Bo jeśli nie wiemy, co jest prawdą, a co fałszem, to po co nam całe te debaty, wybory, procedury? Demokracja przypomina wtedy mecz piłkarski, w którym nikt nie wie, gdzie jest bramka i czy piłka to w ogóle piłka.

Przykładów nie trzeba szukać daleko. Weźmy choćby zamieszanie wokół szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomira Cenckiewicza. Służba Kontrwywiadu Wojskowego pokazuje dokumenty: „Cenckiewicz nie ma dostępu do informacji niejawnych”. Kancelaria Prezydenta mówi: „ależ oczywiście, że ma”. I kto ma rację? W normalnym świecie wystarczyłby jeden papier, jedno potwierdzenie, i sprawa zamknięta. Ale my żyjemy w czasach, w których fakty są jak plastelina - każdy ugniata je na własną modłę.

I tu pojawia się kolejny problem - media i internet. Kiedyś to one miały być latarnią prawdy, dziś coraz częściej przypominają stroboskop na dyskotece. Światło miga, błyska, każdy widzi coś innego, a po chwili boli głowa. Algorytmy karmią nas tym, co chcemy słyszeć, zamiast tym, co naprawdę się wydarzyło. Efekt? Jeszcze większe podziały, jeszcze więcej plemion, które zamiast rozmawiać, wykrzykują swoje wersje rzeczywistości. Mamy to na każdym posiedzeniu Sejmu, chociażby podczas ostatniej debaty na temat CPK.

Baron trafia w sedno: w demokracji to naturalne, że różnimy się w opiniach. Jedni wolą więcej państwa, drudzy mniej. Jedni chcą wyższych podatków, inni niższych. Ale jeśli nie możemy się zgodzić, czy coś się wydarzyło, czy nie - to koniec gry. Bo na czym budować wspólnotę, jeśli każdy ma swój własny zestaw „faktów”?

Kiedyś było: „tak, tak; nie, nie”. Prosto, klarownie. Dziś mamy raczej: „być może, ale…”, „zależy jak spojrzeć…”, „dla mnie to wygląda inaczej…”. Ta płynność brzmi nowocześnie, ale w praktyce okazuje się rajem dla populistów i autokratów. Bo tam, gdzie prawda się rozmywa, wygrywa ten, kto krzyczy najgłośniej.

I tu wracamy do pytania Barona. Demokracja nie upada od wielkich zamachów stanu. Ona sypie się od środka, kiedy tracimy wspólny język faktów. Kiedy zamiast dyskutować o tym, co z nimi zrobić, spieramy się, czy one w ogóle istnieją.

Może więc największym wyzwaniem naszych czasów nie jest wcale sztuczna inteligencja, globalne ocieplenie, bezpieczeństwo czy migracje.

Może prawdziwe wyzwanie to… zgodzić się, że 2+2=4.

Bo jeśli kiedyś zaczniemy kłócić się nawet o to, to naprawdę zostanie nam tylko jedno: zamiast kawy w niedzielę - relanium na uspokojenie.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (2)

No przecieżNo przecież

0 1

Teraz nie ma demokracji. Jest demokracja walcząca, albo raczej warcząca.

08:25, 29.09.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

głosujcie głosujcie

0 0

na PiS i kato bolszewię to 2x2 będzie 3 albo jeszcze mniej 😠

13:47, 29.09.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%