Pobudka dla mieszkańców jest o ósmej. Trzeba im pomóc umyć się, wykąpać, ubrać, uczesać, czasem zmienić pieluchomajtki albo włożyć sztuczne zęby.
- Do posiłków siadamy wspólnie przy stole w kuchni. To znaczy panie. Bo panowie, nasi „królowie”, życzą sobie, by im podać do „komnat” - śmieje się Beata Sawczyszyn, założycielka i szefowa Rodzinnego Domu Pomocy „Pod Lipami” w Grabionnej.
Placówka działa półtora roku.
- Pomysł wziął się z mojej osobistej potrzeby i wcześniejszego doświadczenia - opowiada Beata. - Od lat wspomagałam osoby starsze i niepełnosprawne, zarówno w swojej pracy zawodowej, jak i prywatnie. W mojej rodzinie wiele osób potrzebowało wsparcia z powodu choroby i był to dla mnie chleb powszedni. Od dawna myślałam nad otwarciem takiego ośrodka na zasadzie udostępnienia swojego domu i czynienia dobra.
Projekt jest realizowany w Beaty rodzinnym domostwie, przy wyjeździe z Grabionnej w kierunku Okalińca. Działka jest duża, z potencjałem. Przy domu są dwa kwietne ogrody (oczko w głowie Beaty), warzywniak, malinowy zagonek, altanka. Jest kameralnie, klimatycznie, wręcz sielsko.
W tej chwili „Pod Lipami” mieszka osiem osób, które z powodu swoich dysfunkcji nie są w stanie same egzystować a najbliższa rodzina nie może się nimi zaopiekować. Przygotowano dla nich dwa pokoje jednoosobowe i trzy dwuosobowe. Pensjonariusze mogą korzystać z telewizji, radia, internetu. Jadalnia jest połączona z przestronną kuchnią, która serwuje dziennie pięć zbilansowanych i zdrowych posiłków. Komfortowo wyposażony salon (fotele, sofa, rodzinny stół z krzesłami, duży telewizor, biblioteczka) prowadzi na przestronny taras. Nigdzie nie ma barier architektonicznych.
- Zapewniam wikt i opierunek oraz dzielę się swoimi włościami. Jestem przekonana, że każdy znajdzie tutaj swój kawałek ziemi - mówi Beata.
*
- To taka nasza Rzeczpospolita Babska - powiada żartobliwie o żeńskiej większości Joanna Chaabna, menadżerka placówki, odpowiedzialna za sprawy administracyjno-organizacyjne i marketing.
Izabela jest najstarsza. Ma 98 lat.
- Tryska humorem. Całuśna. Uwielbia golonkę i tatara. Chętnie obdarowuje i dzieli się z innymi. Kocha zwierzęta. Patrzy mi prosto w oczy, a pod stołem dokarmia psa – opisuje ją Joanna.
- Iza dwa dni była już w agonii - dopowiada Beata. - Przyszedł ksiądz z ostatnim z namaszczeniem. Po jakimś czasie spytał: i co, umarła? A gdzie tam, lata!
Basia, 86 lat, to dawna wicemistrzyni Polski w szermierce. Lubi dobrą muzykę (ale, zastrzega, stonowaną) oraz telewizyjne rozmowy z ciekawymi ludźmi. Czasami jeszcze sięgnie po papierosa.
Ruth ma 84 lata. Jej imię z języka hebrajskiego oznacza „przyjaciółkę” lub „towarzyszkę” – i coś jest na rzeczy.
- Kocha towarzystwo. Jak jest pięć osób, to dla niej za mało. Cierpliwa i wyrozumiała. Przepięknie ozdabia pisanki woskiem. Uwielbia szyć i cerować.
Zosia jest rówieśnicą Ruth.
- Drygi wciąż ma jak szesnastolatka. To nasza tancereczka. Zakłada wtedy niebieskie butki. Ona i na rurze zrobiłaby furorę – twierdzi Joanna.
68-letnia Ryśka, gdy jest wyjazd albo ktoś ma ją odwiedzić, musi mieć usta pomalowane na czerwono i torebkę. Wciąż wierzy, że jej się polepszy.
„Królów”, którzy sobie życzą, by podawać im na pokoje, jest „Pod Lipami” dwóch.
Andrzej (63 lata) jest spokojny, acz ma swoje zdanie, bywa uparty. Amator papierosów, piłki nożnej, seriali oraz kart.
Trzy lata młodszy Adam wiele lat pracował w okolicznych sadach.
Nasz pupilek, wielki uparciuch. Kiedyś był z niego istny diabeł! Gdy trafił do nas, zamknął się w sobie. Teraz jest nieco bardziej otwarty. Kiedy czegoś potrzebuje, kontaktuje się z nami dzwoneczkiem. Odzywa się mało, najczęściej powtarza „kurwa” i „pizda”. Miłośnik seriali „Ranczo” i „Ojciec Mateusz” oraz parówek i kanapek z żółtym serem.
*
Od miesiąca nie ma już 91-letniej Honoraty.
- Zawsze trzymała fason - wspomina Joanna. - Do stołu nigdy nie siadała w piżamie. Miała swoje miejsce, swój fotel, jak ktoś go zajął, potrafiła się obrazić. Kiedy trafiła do szpitala, odmówiła brania leków. Wzięła jeszcze udział w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Bardzo chciała doczekać Dnia Matki. Zabrakło jej jednego dnia…
88-letnia Basia zamieszkała kilka dni temu na miejscu Honoraty. W „tamtym życiu” piekła pyszną drożdżówkę i smażyła wyborne pączki z dżemem.
- Skromna, łaknie ciepła, lubi się przytulić. Jest delikatna jak konwalie - mówi o niej Joanna.
- Każda z nich jest traktowana tak, jakby to była nasza babcia. Gdy którąś zabierze rodzina, to najzwyczajniej w świecie nam jej tutaj brakuje. Z panami jest podobnie – zapewnia Beata.
- Nasze babcie chcą czuć się potrzebne - kontynuuje Joanna. - Gdy mają zwyżkę energii, pomagają obierać ziemniaki albo jabłka na jabłecznik. Czasem coś razem przygotujemy. Na przykład koktajle z arbuza, banana, pomarańczy. Podane z limonką, jak w prawdziwym lokalu. Uwielbiają polskie piosenki, szczególnie biesiadne. Króluje „Upływa szybko życie”, ale też „Hej, sokoły”, „Gdy strumyk płynie z wolna” albo coś o kochaniu, miłości. Wczoraj zaczęłam im czytać książkę „Gdzie śpiewają raki”, słuchają uważnie. Lubią kalambury, zagadki o Polsce oraz szampana Piccolo o owocowym smaku. Przy „Kaczuchach” łowią kaczki na wędkę. Lubią usłyszeć: jesteś dziś różowa jak landrynka albo niebieska jak niebo. Przytulają się, głaszczą po głowach, opowiadają sobie różne historie. Ale czasem też się pokłócą, bo nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.
Tracą pamięć, więc czasem bywa tak, że jedna pyta drugą:
- A ty jadłaś dzisiaj śniadanie?
- Nie.
- Ja też nie.
Choć obie jadły.
Niedawno mieszkańcy wzięli udział w sesji fotograficznej.
- To była jedna z niespodzianek, które wymyśliłam w ramach kalendarza adwentowego - tłumaczy Joanna. - Chodziło o to, by nasze panie mogły spędzić inaczej czas, by pokazać je w innym świetle. Nie tylko tak, jak widzimy je na co dzień, że dopadła je starość, lecz że kiedyś były bardzo eleganckie, czasem nawet ekstrawaganckie, z wyrazistym makijażem i mocną pomadką. Zresztą takie informacje otrzymaliśmy od ich rodzin.
Najodważniej wystylizowała się Zosia tancereczka - przywdziała skórzaną kurtkę i niczym rasowa rockmanka złożyła palce dłoni w „rogi diabła”.
*
Na kuchni rządzą Beata i jej mama Danuta.
Dla Beaty gotowanie jest jak miłość. Uważa, że należy do niego podejść na full, bez opamiętania. Albo nie podchodzić wcale.
- A jeżeli myślisz, że najsmaczniejszy makaron zjesz we Włoszech, to poczekaj aż spróbujesz ten, który robi Danusia - chwali mamę Beaty Joanna.
Kadra „Pod Lipami” to jeszcze Józefa (siostra Danuty), Karolina (córka Beaty) i Patryk (Beaty zięć, domowa „złota rączka”), czyli rodzice sześcioletniej Oli. A także Magda (również w obsadzie kuchni) i Sandra (to, co wychodzi z kuchni, potrafi pięknie podać na stół).
Beata: - Jedna jest bardziej słodka, druga mniej, więc w naszym domu są wszystkie smaki. Od słodkości do pikantności.
Joanna: - Nie mają zegarka, ale mają zegar biologiczny. Wiedzą, kiedy jest śniadanie, a szczególnie drugie śniadanie, potem obiad, podwieczorek... Już wcześniej tuptają.
Dzisiaj na drugie śniadanie są owoce, sok wielowarzywny, ciasto, jogurt. Potem mieszkańcy mają swój czas: na telewizję albo drzemkę przed obiadem (dzisiaj: pulpeciki w sosie pomidorowym).
Po obiedzie zalecana jest sjesta w pokojach. To chwila czasu dla załogi, pierwszą zmianę zastępuje wtedy druga.
Na podwieczorek: lody, ciasto, galaretka, budyń z owocami, kaszki.
Około dziewiętnastej kolacja. Kanapki, warzywa, coś na ciepło: zapiekanka, pizza, parówki w cieście francuskim. Herbata - co kto woli - różana, marokańska, turecka, miętowa, z sokiem z lipy, imbirem, cytryną...
Joanna: - Wieczorem przebieramy, myjemy, wyjmujemy ząbki, zakładamy pieluchomajtki. A rano w drugą stronę, plus czasem zmiana pościeli, gdy przytrafi się soczysta dwójeczka.
*
- Nie zawsze jest kolorowo - przyznaje menadżerka Domu „Pod Lipami”. - Mierzymy się z wieloma barierami, które utrudniają nam funkcjonowanie i rozwój. To przede wszystkim niejasne przepisy dotyczące współpracy z gminami i przyjmowania mieszkańców spoza regionu, stawki odpłatności ustalane jednostronnie przez gminy (często poniżej kosztów), krótkoterminowe umowy (zwykle na 1 rok), wysokie stawki podatku od nieruchomości (jak dla działalności gospodarczej). Brak promocji i wiedzy społecznej o Rodzinnych Domach Pomocy jako wartościowej formie opieki sprawił, że Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej poinformowało nas, iż nie planuje kontynuacji Programu rozwoju RDP w 2025 roku, co rzutuje na naszą dalszą działalność. Uzasadniono to niskim zainteresowaniem samorządów - w 2024 roku tylko siedem gmin złożyło wnioski, a jedynie jedna zrealizowała zadanie. Tymczasem Rodzinne Domy Pomocy zasługują na systemowe wsparcie – są realną alternatywą dla opieki instytucjonalnej, bliską domowym warunkom i bardziej ekonomiczną dla budżetu publicznego.
- „Pod Lipami” to dom z bijącym sercem. Stworzyły go osoby, które są przekonane, że świat bardzo potrzebuje życzliwości i dobra - mówi Beata. - Świadcząc usługi uwzględniamy stan zdrowia, sprawność fizyczną, intelektualną, indywidualne potrzeby i możliwości przebywającej u nas osoby. Szanujemy prawo każdego do godności, wolności, intymności i poczucia bezpieczeństwa. Opieka 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu to ciężka praca. I fizyczna, i psychiczna. Ale jesteśmy tu po to, by nasi podopieczni byli zadowoleni. By wspólnie spędzony czas, życzliwość i troska wywołały jak najwięcej uśmiechu w jesieni ich życia.
😘11:17, 30.06.2025
Super💕pozdrawiamy🥰
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu faktypilskie.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Sukces Henryka Liszkiewicza w konkursie na fraszkę
Żurnalista z Białośliwia Idiotyzmem świat zadziwia.
ja
13:18, 2025-06-30
"Pod Lipami" - dom z bijącym sercem
Super💕pozdrawiamy🥰
😘
11:17, 2025-06-30
Festyn w Dworzakowie - pysznie, wesoło i… z dźwiękiem
Super👍 pozdrawiamy🙂
😘
11:16, 2025-06-30
150 tys. zł dla wąskotorówki od samorządu województwa
Powiat za 2,5 mln remontuje kilkanaście kilometrów dróg powiatowych a Gmina Białośliwie bardzo bogata a 4,3 mln zł remontuje drogę w Pobórce W. która ie wymaga żadnych remontów o długości niecałych 2 km - to jest oszczędność publicznych pieniędzy nowej władzy w Białośliwiu - żenada. A miało być lepiej i oszczędnie!
Swojak
22:33, 2025-06-29